2019/06/16

Rozdział 58 „Ten dzień”

Spieszyłam się, po tym jak otrzymałam wiadomość od Tonks z prośbą o spotkanie. Nie chciała spotkać się w Kwaterze Głównej, a ja miałam dziwne wrażenie, że to z powodu Remusa, który wrócił do nas jakiś czas temu i w ogóle się nie odzywał. Syriusz próbował go parę razy zagadać, ale było to na nic. Po kilkunastu minutach dotarłam do domu przyjaciółki i zapukałam do drzwi. Gdy Tonks pojawiła się w futrynie, od razu dostrzegłam, że płakała. Podpuchnięte oczy i blada, zmęczona cera od razu ją zdradzała. Weszłam do środka i nie myśląc długo, przytuliłam ją z całej siły i pozwoliłam, by uszły z niej wszystkie emocje. Kobieta ponownie zaczęła płakać, a ja głaskałam ją lekko po włosach, dodając otuchy.
–– Remus mnie zostawił –– wyszlochała w końcu i oderwała się ode mnie na moment. –– Przepraszam, że cię tu ściągnęłam –– dodała, a ja pokiwałam głową przecząco.
–– Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Zawsze możesz na mnie liczyć –– powiedziałam i uśmiechnęłam się do brązowowłosej. –– Co się stało?
–– Ciężko stwierdzić. –– Tonks skrzywiła się i otarła łzy dłonią. –– Od jakiegoś czasu dziwnie się zachowywał. Nie miał czasu się ze mną spotkać. Znajdował miliony wymówek, ale tak naprawdę… Zdaje mi się, że on się po prostu boi. Boi się zobowiązań i zaangażowania z powodu swojego wilkołactwa. Myślałam, że ten temat mamy już za sobą, że Hope pomogła mu na tyle, by dostrzegł, że to nie jest coś złego. Jednak ostatnio spotkał Greybacka… Nie opowiedział mi jak to spotkanie się potoczyło, ale właśnie po tym zaczął się dziwnie zachowywać. –– Kobieta udała się do kuchni i wstawiła wodę na herbatę. Usiadłam na krzesełku barowym i westchnęłam głośno, zastanawiając się co takiego chodzi Lupinowi po głowie.
–– Jesteś pierwszą kobietą od śmierci mojej przyjaciółki Mary, której Remus pozwolił zbliżyć się do siebie –– zaczęłam. –– Zawsze taki był. Odmawiał sobie szczęścia, twierdząc, że jest inny. Martwi mnie jednak to spotkanie z Greybackiem. Nawet Syriusz nic nie wie. Powiedziałby mi –– stwierdziłam i wzięłam w dłonie kubek z gorącą herbatą, który postawiła przede mną Nimfadora.
–– Myślę, że powiedział mu coś, o czym wszyscy wiemy. –– Spojrzałam na nią niezrozumiale. –– Wojna się zaczęła. Wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie.
–– Wojna powinna łączyć, nie dzielić –– powiedziałam i złapałam kobietę za rękę. –– Spróbuję z nim porozmawiać. Jestem pewna, że nie była to dla niego łatwa decyzja. Na pierwszy rzut oka widać, jak na ciebie patrzy.
–– Czasem miłość to nie wszystko. –– Westchnęła.
–– Też tak kiedyś mówiłam. –– Uśmiechnęłam się. –– Teraz jestem żoną Syriusza Blacka.
–– Dziękuję, Dorcas. Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką można mieć.
Wróciłam do domu przed północą. Miałam nadzieję, że Syriusz jeszcze nie śpi i pomoże mi w sprawie Tonks i Remusa. Nie pomyliłam się, ponieważ czarnowłosy leżał w sypialni, przeglądając jakieś listy. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się promiennie, a ja nie pozostałam mu dłużna. Podeszłam do niego i dosłownie wskoczyłam na mężczyznę, całując go. Ręce czarnowłosego znalazły się na mojej talii i przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Momentalnie zrobiło mi się gorąco i musiałam złapać powietrze. Syriusz uśmiechnął się do mnie szelmowsko, a ja obróciłam się na bok i spojrzałam mu prosto w oczy.
–– Przeskrobał, co? –– zapytał mnie, a ja od razu załapałam o co mu chodzi.
–– Tonks jest w rozsypce –– przyznałam szczerze i skrzywiłam się. –– Czy nasz przyjaciel zawsze musi tak komplikować sobie życie?
–– Zawsze. Choć nie chciał ze mną za bardzo rozmawiać. Wymigiwał się i musiałem z niego wręcz wyciągać informacje. Łatwo nie było –– skomentował Syriusz.
–– Nie powiedział nam, że spotkał Greybacka.
–– Nie. Wkurzył mnie.
–– Greyback chce się pozbyć Magnusa i jego watahy. –– Otworzyłam szerzej oczy, przestraszona. Black widząc to położył dłoń na moim policzku. –– Spokojnie, kochanie. Magnus i reszta ukrywają się. Są potężną watahą, nie martw się o nich.
–– Nie wybaczyłabym sobie, jeśli coś by się im stało. Hope również by mi nie wybaczyła. –– Czarnowłosy uniósł mój podbródek do góry, tak bym na niego patrzyła.
–– Nic takiego się nie stanie. Zbyt bardzo was kocham, by pozwolić na coś takiego. –– Uśmiechnęłam się, słysząc wypowiedź swojego męża i ponownie pocałowałam go. Całowałam go wolno, zapamiętując każdą pieszczotę i pozwalając sobie na chwilę zapomnienia. Black łatwo mi uległ i nie minęła chwila, gdy pozbywał się moich ubrań. Nie pozostałam mu dłużna i również zaczęłam go rozbierać. Całowałam każdy skrawek jego skóry, a jego dotyk palił przyjemnie moją skórę. Syriusz zawsze był niezwykle zdecydowany, silny i pełny namiętności. 
Byłam rozgrzana do granic możliwości, gdy nagle usłyszeliśmy huk dochodzący z dołu. Oderwaliśmy się od siebie i czym prędzej nałożyłam coś na siebie, tak samo jak Syriusz, by pognać na dół. Czarnowłosy podniósł rękę do góry, zatrzymując mnie i poszedł pierwszy z wysoko uniesioną różdżką do góry. Ostrożnie zeszliśmy po schodach, by zaraz w korytarzu zobaczyć nikogo innego jak Severusa Snape’a. Wpatrywałam się w czarnowłosego, zdziwiona jego wizytą, tym bardziej, że prawie nigdy go tutaj nie było. Zawsze trzymał się na uboczu. Kątem oka spojrzałam na Syriusza, który miał wręcz ogniki w oczach. Widok Snape’a zawsze działał mu na nerwy.
–– To chyba nieodpowiednia pora na odwiedziny. Co ty tutaj robisz i dlaczego nie jesteś w Hogwarcie? –– zapytał Black, stając naprzeciw czarnowłosego.
–– Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć, Black –– odpowiedział grobowym tonem. –– Dumbledore mnie tu przysłał. Uwierz mi, jesteś ostatnią osobą, którą miałbym ochotę odwiedzić.
–– Nie to co koledzy Śmierciożercy, co?
–– Syriusz, wystarczy –– powiedziałam twardo, zwracając uwagę obu mężczyzn. Mój mąż rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie, jednak nic sobie z tego nie robiłam. –– Co się do nas sprowadza? –– zwróciłam się do Snape’a.
–– Jak pewnie wiecie, uczę Pottera oklumecji –– zaczął, nie patrząc na nas. –– Jest beznadziejny –– dodał, a Syriusz szykował się, by coś powiedzieć, ale powstrzymałam go, pozwalając by mężczyzna kontynuował. –– Dumbledore obawia się, że jeśli dalej tak będzie, Czarny Pan wedrze się do jego umysłu. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy z więzi jaka ich łączy. Dopiero atak na Weasley’a i nasza wiedza o tym otworzyła mu oczy.
–– Dlaczego Dumbledore nie może go uczyć? –– wtrącił Syriusz. –– Na pewno zrobiłby to lepiej.
–– Dyrektor ma inne zadania do wykonania niż zajmowanie się Potterem. Jeśli jesteś taki mądry, Black, sam spróbuj. Dowiesz się, jaki jest słaby. –– Łapa niebezpiecznie zbliżył się do Severusa, a ja pokręciłam głową, czując się jak w szkole.
–– Severusie… –– powiedziałam, dziwiąc tym obu mężczyzn. –– Czego od nas oczekujecie? Ty i Dumbledore.
–– Najlepiej nie wychodźcie z domu. Do końca roku szkolnego zostało niewiele czasu –– zaproponował, a ja pokiwałam twierdząco głową. –– Black pozjadał wszystkie rozumy, ale mam nadzieję, że będziesz mądrzejsza –– dodał na odchodne, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł, nie żegnając się. Syriusz wpatrywał się jeszcze przez chwilę w miejsce, gdzie stał czarnowłosy, po czym minął mnie bez słowa, wchodząc na górę. Westchnęłam, kręcąc głową i myśląc o moim mężu, który czasem swoimi zrachowaniami wydawał się tak niedojrzały. Weszłam z powrotem do naszej sypialni i usłyszałam zza ścianą odkręconą wodę. Czarnowłosy poszedł się wykąpać, z czego się cieszyłam, bo może właśnie to pomoże my myśleć.
Snape nie chciał dla nas źle. Pomagał nam i jako jedna z niewielu osób naprawdę wierzyłam, że jest tym dobrym. Życie podwójnego agenta musiało być bardzo uciążliwe, dlatego byłam mu wdzięczna, że próbuje nam pomóc, w jakiś sposób. Miałam ku temu dystans, jednak coraz bardziej wierzę w to, że naprawdę się stara. Po swojemu.
Po kilkunastu minutach wrócił mój mąż, a ja zaspana, lekko otworzyłam powieki, gdy położył się po drugiej stronie łóżka.
–– Lepiej ci? –– mruknęłam, walcząc ze snem.
–– Lepiej –– odpowiedział cicho i wtulił się we mnie. –– Chociaż byłbym wdzięczny, gdybyś stała po mojej stronie.
–– Stoję, ale daj mu szansę. Stara się pomóc.
–– Sam nie wiem. Nie ufam mu.
–– Wiem, ale zaufaj mi. –– Pocałowałam go lekko i nie wiedząc kiedy, usnęłam, wtulona w mężczyznę, który mimo swoich wad, był największą miłością mojego życia.

*

Rano obudziłem się, przypominając sobie wczorajszą wizytę Smarkerusa i ponownie się zirytowałem. Nadal nie rozumiałem, dlaczego to właśnie on uczy Harry’ego zamiast Dumbledore’a. Miałem zamiar porozmawiać o tym z siwowłosym na następnym spotkaniu Zakonu Feniksa. Przetarłem oczy i spojrzałem w bok, gdzie spodziewałem się ujrzeć moją żonę, jednak łóżko było puste. Zaciekawiony odwróciłem się w tym samym momencie, gdy brązowowłosa wyszła z łazienki, odziana w sam ręcznik.
–– Hej, kochanie –– powiedziałem lubieżnie, a dziewczyna wywróciła oczami, podchodząc do szafy. Wstałem pośpiesznie podszedłem do niej, obejmując ją w pasie. Byłem nagi i od razu dostrzegłem, że to zadziałało na moją żonę. Objąłem ją, pozbywając się jej ręcznika, na co kobieta zaśmiała się, kręcąc głową, a ja w wykorzystałem sytuację i wpiłem się w jej usta. Całowałem ją namiętnie, pobudzony tym porankiem, jak i widokiem brązowowłosej.
Nagle usłyszeliśmy szmery na dole i krzyczącego Remusa. Chciałem mu odpowiedzieć, jednak kobieta zasłoniła mi dłonią usta, odwracając moją głowę w swoją stronę.
–– Niech myśli, że śpimy –– wyszeptała w moje rozchylone wargi, na co uśmiechnąłem się szelmowsko. Nie musiała mi dwa razy powtarzać.
Pół godziny później zeszliśmy na dół ubrani i zadowoleni, co Remus skomentował uśmiechem na ustach. Puściłem mu oko, zadowolony i skierowałem się do kuchni, by przyrządzić nam śniadanie.
–– Miałem nadzieję, że śniadanie będzie już na mnie czekać –– rzekł Lupin, a Dorcas w tym czasie parzyła nam kawę.
–– By jeść śniadanie, trzeba być grzecznym –– odpowiedziałem lekko i posłałem Lupinowi wymowne spojrzenie. Brązowowłosy westchnął i ponownie zagłębił się w Proroku Codziennym, nie mówiąc już nic. Wiedział, że razem z moją żoną nie odpuścimy mu tematu Tonks.
Brązowowłosa zaparzyła kawę, po czym usiadła przy stole, mówiąc, że sam świetnie poradzę sobie w kuchni. Zaśmiałem się z jej strachu przed gotowaniem i zacząłem smażyć naleśniki, które były moim daniem popisowym dzięki Emmelinie. Jej zawdzięczam umiejętność gotowania i zawsze będę ją wspominał. Kątem oka zauważyłem, że Dorcas wpatruje się we mnie z uśmiechem na ustach. Puściłem jej oko i chwilę po tym usiadłem z nią i Remusem przy stole, podając posiłek.
–– Jestem pod wrażeniem. Emma byłaby dumna –– skomentował Remus, a ja pokiwałem twierdząco głową i wziąłem do ust kawałek. Cholera, naprawdę jestem świetny.
–– Dzięki tobie nie umrzemy z głodu, kochanie –– dodała Dorcas, biorąc od Lupina gazetę. –– Pyszne.
–– Jestem świetny w wielu dziedzinach –– powiedziałem z błyskiem w oczach, na co Remus prychnął, a Dorcas spojrzała na mnie pobłażliwie. –– Nie musicie przyznawać mi racji. Sami doskonale to wiecie –– dodałem luźno i upiłem łyk kawy.
Po skończonym śniadaniu Remus nas przeprosił i poszedł spać, mając na sobą ciężką noc. Wraz z Dorcas zaczęliśmy sprzątać, gdy przypomniało mi się, że Molly zostawiła nam ostatnio coś jeszcze.
–– Mam coś jeszcze dla ciebie. –– Wziąłem z pudełeczka w szafce babeczkę czekoladową, które przygotowała rudowłosa. Brązowowłosa spojrzała, mrużąc oczy, a ja zbliżyłem się do niej, dając jej ugryźć ciasto. Ugryzła i zamknęła oczy, delektując się słodkością. Kawałek babeczki został jej na wargach, a ja zaśmiałem się cicho i starłem pozostałości ciasta.
–– Molly ma talent –– skomentowała i chwilę później, gdy sam chciałem skosztować babeczki, brązowowłosa wyrwała mi ją i uciekła, zjadając ją w pośpiechu.
–– Wracaj! –– krzyknąłem, uśmiechając się od ucha do ucha i zacząłem gonić kobietę. Śmiała się, ale nie na długo, bo gdy w końcu ją dogoniłem, pocałowałem ją zachłannie, a ona od razu oddała mi pocałunek. Moje ręce błądziły po jej talii, a kobieta zarzuciła mi ręce na szyję. Podniosłem ją do góry, sadzając na blacie kuchennym, a nasze pocałunki były coraz bardziej żarliwie. Kilka minut później oderwałem się od niej, z poczochranymi włosami.
–– Podoba mi się taka kara –– stwierdziła i cmoknęła mnie w policzek. –– A teraz pora posprzątać ten dom raz jeszcze, jeśli mamy nie wychodzić przez następne dwa tygodnie. –– Wywróciłem oczami słysząc słowa kobiety, ale bądź co bądź zgodziłem się na jej propozycję i razem zaczęliśmy ogarniać mieszkanie, które mogłem nazwać tymczasowo naszym.

Hope

Spojrzałam na zegarek, który wskazywał siedemnastą. Bębniłam palcami o parapet, znajdując się blisko Wielkiej Sali i czekając na Harry’ego i resztę, zastanawiając się jak im poszedł ostatni egzamin. SUMY czekały mnie w następnym roku, ale trzymałam kciuki za resztę moich przyjaciół. Miałam nadzieję, że świetnie sobie poradzą. Siedziałam na dziedzińcu, czytając książkę na temat magii obronnej i dostrzegłam, że wiele osób również wzięło ze mnie przykład i czekają na swoich przyjaciół, rozmawiając w grupkach. Ja byłam sama, skupiając się na czytaniu, dopóki nie przerwał mi brązowowłosy mężczyzna. Uśmiechnął się w moją stronę, a ja podniosłam wzrok znad książki, również się uśmiechając i czując, jak żołądek lekko mi się zaciska.
–– Chyba trochę za wcześnie na twoje egzaminy, Carter –– skomentował i usiadł blisko mnie. Uniosłam rozbawiona brwi do góry i zamknęłam książkę. Dziwnie było mi słyszeć to nazwisko, ale na prośbę mamy, nadal udawałam.
–– Powiesz mi, dlaczego nie jesteś na Wielkiej Sali? –– zainteresowałam się. Charles powinien pisać egzaminy, jak wszyscy.
–– Załóżmy, że jestem wysoce inteligentny i ten egzamin już mam zaliczony. Zresztą nie tylko ten. –– Puścił mi oko, a ja wywróciłam oczami i zaśmiałam się. –– Ostatnio widuje cię bardzo zadowoloną –– dodał, przyglądając mi się uważnie.
–– Ostatnio nie mam powodu, by być zołzą. –– Wzruszyłam ramionami, a brązowowłosy uśmiechnął się pod nosem.
–– Lubię tą zołzę –– powiedział z błyskiem w oku, a ja zaczerwieniłam się lekko. –– Muszę uciekać. Do zobaczenia, Hope. –– Przybliżył się do mnie i ni stąd ni zowąd pocałował mnie w policzek. Zawstydzona, schyliłam głowę w dół i uśmiechałam się jak głupia. Dostrzegłam, że paru uczniów przypatruje mi się, szepcząc na ucho, jednak nic sobie z tego nie robiłam.
Nie minęło pół godziny, gdy nagle usłyszałam harmider pod drzwiami Wielkiej Sali. Spojrzałam na godzinę i do końca egzaminu zostało pięć minut. Zaciekawiona pognałam w miejsce, gdzie zebrał się tłum i dostrzegłam Freda i George’a Weasley’ów, którzy siedzieli na miotłach, a w dłoniach trzymali jakieś petardy. Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia i zanim krzyknęłam w stronę rudowłosych, drzwi do Wielkiej Sali się otworzyły i do środka wlecieli bracia, zapalając petardy, fajerwerki i inne różności. Całą salę zabarwiały jasne kolory, a wrzask uczniów zagłuszał gong, oznaczający koniec egzaminów. Śmiałam się, zakrywając usta dłonią na poczynania rudowłosych. Nagle w tłumie wychodzących z Sali dostrzegłam Harry’ego i pomachałam w jego stronę. Chłopak uśmiechnął się promiennie, ciągnąc za sobą Hermionę i Rona.
–– Nic mi nie powiedzieli! –– krzyknął Ron, wpatrując się w sufit i wskazując na Umbrige, która próbowała złapać chłopaków. –– Ale jazda!
–– Trochę to nieodpowiedzialne… –– powiedziała Hermiona, ale widząc wzrok Rona, skapitulowała. –– Należało się temu babsku.. –– dodała i uśmiechnęła się zwycięsko.
Wszyscy odwróciliśmy głowy i zobaczyliśmy, że Fred i George lecą w naszą stronę. Wraz z tłumem schyliliśmy głowy i pobiegliśmy z nimi na dziedziniec, gdzie kierowali się rudowłosi. Wszystkie dekrety, które wprowadziła Umbride, wiszące na ścianie, runęły, a uczniowie krzyczeli, podekscytowani.
–– Pamiętajcie o produktach Weasley’ów! –– krzyknęli, szybując w niebo, a tam pojawiła się ogromna litera W. Uczniowie klaskali zadowoleni i spoglądali, jak oboje oddalają się ku zachodzącemu słońcu. Uśmiechnięta, spojrzałam na Harry’ego, a uśmiech zszedł mi z twarzy. Chłopak nieobecnym wzrokiem, wpatrywał się w nicość, a chwilę potem osunął się na ziemię. Momentalnie uklęknęłam przy nim, obawiając się, że ktoś go staranuje.
–– Harry! –– krzyknęłam, jednak chłopak nie odpowiadał. –– HARRY!
–– Hope, co z nim? –– Obok mnie pojawiła się Hermiona, również przestraszona. –– Ron! Pomóż nam! –– Rudowłosy chciał go podnieść, ale w tym samym momencie Potter przebudził się i spojrzał na nas przerażony.
–– Syriusz. On ma Syriusza. –– Krew odpłynęła mi z policzków.
Tato.

Od Autorki: Hej, kochani! I co sądzicie? Ja czuję dreszczyk emocji ;) Pozdrawiam i do zobaczenia ;*

6 komentarzy:

  1. Początek niesamowicie słodziutki. Syriusz i Dorcas znów roznamiętnieni i wiecznie się do siebie klejący. Ach, jak za starych dobrych czasów. Remus odpycha Tonks, ale mam nadzieję, że Dorcas przemówi mu do rozsądku, bo oni świetnie do siebie pasują. Co do Hope... Ach dziewczyna ma charakterek po tatusiu hehe. No, ale dopiero teraz się zacznie. Harry miał swoją wizję, a to oznacza, że nieunikniona chwila zbliża się coraz bardziej... już się boję, coś ty dla nich wymyśliła. Czy skończy się tak jak mówi kanon? Czy może jednak będzie niespodzianka? Tak czy siak, czuję, że nas zaskoczysz.
    Czekam na next i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      Tak, Syriusz i Dorcas są teraz maksymalnie spełnieni i w końcu dojrzeli do tego, by cieszyć się sobą, bez zbędnych kłótni :)
      Hope ma bardzo charakterek po Syriuszu ;)
      Koniec już niedługo, smuteczek :(

      Dziękuję i pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Robi się coraz niebezpieczniej *0* Teraz dopiero się zaczyna... :0
    Zaczynam się naprawdę bać ^0^
    Ciekawe jak to zakończysz, czy nas zaskoczysz, czy będzie tak jak w książce... ;_;
    Ale i tak czekam na next i życzę dużo wenki, kochana:****
    ♥ Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      Oj tak, zaczyna się :) Jak pomyślę, to aż sama się stresuję :D

      Dziękuję i pozdrawiam ;*

      Usuń
  3. Hej-ho! :D
    Gnasz jak burza! Powoli znowu zaczynam nie nadążać! :P Ale pochwalę się, też nie próżnuję i znowu mam już jakiś drobny zapas :)

    Ech, Remus naprawdę utrudnia sobie życie :( Zamiast być z kobietą, która kocha go nad życie i którą on sam kocha... To odpycha ją :( Wiem, że boi się odrzucenia, ale mógłby jednak dopuścić do siebie szczęście... Życie jest za krótkie, żeby z niego nie korzystać :/
    Dorcas i Syriusz żyją za to jak w "sielance". Mimo problemów ciągle się kochają i to jest cudowne. Wreszcie są nierozłączni. Na dobre i na złe. Cudowne z nich małżeństwo - cud, miód i orzeszki w karmelu <3
    Jestem ciekawa, co tam ten Charles knuje. Końcówka natomiast coraz bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że zakończysz opowiadanie kanonowo :( To by bardzo mnie bolało :( Bardzo :(
    No nic, pozostaje mi nic innego jak czekać na nowy rozdział!

    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      Na swoją obronę dodam, że to już prawie koniec, więc będziesz nadążać, ale z drugiej strony nie wiem czy to taka dobra wiadomość xD
      Remus jak zwykle nie pozwala sobie na szczęście i prowadzi się do samodestrukcji.
      U Blacków jest cudownie, bo w końcu oni są szczęśliwi - tak naprawdę, bez zbędnych kłótni w swoją stronę, stoją łeb w łeb i to jest piękne.
      Charles jest tak tajemniczy, że sama Hope nie wie co o tym myśleć.
      Dalej zbliżamy się do Ministerstwa - zdradzę, żę na pewno będzie tam "akcja" :)

      Dziękuję i pozdrawiam ;*

      Usuń

Witaj nieznajomy... ;)
Jeśli już tu jesteś, zostaw proszę ślad po sobie.
Będzie mi niezmiernie miło wiedzieć, co sądzisz o mojej twórczości.
Pozdrawiam i zachęcam do czytania,
Adaline