Dworzec
King's Cross był ogromny. Całe szczęście, że wcześniej dowiedziałam się
wszystkich potrzebnych informacji od dyrektora Albusa Dumbledore'a, z którym
korespondowałam o przyjęcie Hope do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Trafiłyśmy
na peron 9 i 3/4, który był tak zatłoczony, że nie dało zrobić się swobodnie
kroku. Długa lokomotywa stała i czekała na uczniów, którzy żegnali się ze
swoimi rodzicami. Odwróciłam się do córki, która obserwowała wszystko zaciekawiona,
ale też lekko przestraszona.
––
Wszystko będzie dobrze. Poradzisz sobie, nie przejmuj się niczym i dawaj z
siebie wszystko. Jakby coś było nie tak od razu do mnie pisz, zrozumiano? ––
spytałam i przytuliłam Hope do siebie.
––
Jasne mamo. Będę za tobą tęsknić. –– Uśmiechnęła się i odwzajemniła mój uścisk.
––
Ja za tobą bardziej.
Trudno
było mi wypuszczać ją z ramion, ale nie miałam wyboru. Patrzyłam jak wsiada do
pociągu, macha mi jeszcze na pożegnanie, a potem znika. Stałam tam jeszcze
przez chwilę, po czym skierowałam się do wyjścia, bo czekała mnie rozmowa o
pracę. Wychodząc, kątem oka zwróciłam uwagę na dużego, czarnego psa, który
przez chwilę wpatrywał się we mnie. Jednak nim zdążyłam przyjrzeć się mu
bardziej, to tłum ludzi zasłonił mi widok. Westchnęłam i udałam się do
Brytyjskiego Ministerstwa Magii.
Wejście
dla gości mieściło się w małej, czerwonej budce telefonicznej. Wybrałam
odpowiedni numer, odpowiedziałam na zadane pytania i zaczęłam zjeżdżać w dół.
Wychodząc rozglądałam się na wszystkie strony. Ministerstwo Magii robiło
ogromne wrażenie, a tłumy czarodziejów przemierzały korytarze, śpiesząc się do
swojej pracy. Tutaj jest całkowicie inaczej niż w moich Stanach. Doszłam do
windy, wysiadłam na właściwym piętrze i skierowałam się do pokoju, gdzie
napisane było:
Biuro Aurorów
Alastor Moody
Zapukałam
po czym usłyszałam krótkie Wejść. Moim oczom ukazał się wysoki, dobrze
zbudowany, czarnoskóry mężczyzna.
––
Nazywam się Kingsley Shacklebolt i jestem zastępcą szefa Biura Aurorów,
Alastrora Moody’ego. –– Mężczyzna wyciągnął rękę, którą od razu ujęłam.
––
Elena Carter. Byłam umówiona na rozmowę o pracę. –– Podałam teczkę z
rekomendacjami.
––
Proszę, siadaj. Napijesz się czegoś?
––
Wody. –– Poprosiłam i uśmiechnęłam się lekko.
Kingsley
Shacklebolt wyglądał na miłego człowieka o twardych zasadach. Podał mi wodę,
usiadł za biurkiem i zaczął czytać papiery, które mu przekazałam.
––
Niesamowite –– mruknął czarnoskóry. –– Dyrektor Magicznej Ochrony. Jestem pod
wrażeniem i kłaniam się.
––
Dziękuję –– odpowiedziałam grzecznie, mając zamiar kontynuować rozmowę, a w tym
samym momencie do pomieszczenia wszedł ktoś jeszcze. Nie wszedł, a raczej
wpadł.
Była
to szczupła brunetka, po której od razu można było rozpoznać roztrzepanie. Mimo
to miła w sobie coś tak pięknego, egzotycznego, że nie mogłam oderwać od niej
wzroku. Wpadła zmachana i uderzyła drzwiami o wieszak, który stał w kącie
pokoju. Zdusiłam chichot i popatrzyłam zdumiona na dziewczynę.
––
Kingsley! Na Merlina, chyba przychodzę w złym momencie –– mruknęła skruszona,
uśmiechnęła się do mnie i usiadła na fotelu obok. Czarnoskóry zaśmiał się
perliście i spojrzał na kobietę.
––
Przyszłaś w idealnym momencie Tonks. Poznaj Elenę Carter, twoją nową partnerkę
–– wskazał na mnie. –– Eleno, twoje
referencje są idealne, lecz przed pracą w Wizengamocie muszę cię sprawdzić w
terenie. Zakładamy, że Lord Voldemort ma już swoich zwolenników w Ministerstwie
Magii, więc musimy być podwójnie czujni. –– Kiwnęłam głową na znak zrozumienia
–– Tonks, mogłabyś oprowadzić Carter po naszym piętrze?
––
Jasna sprawa, Kingsley. Potem jeszcze do ciebie zajrzę. –– Uśmiechnęła się
szeroko i od razu zaciągnęła mnie na zewnątrz.
––
Dlaczego Tonks? –– zapytałam szczerze zaciekawiona.
––
Bo nienawidzę swojego imienia. Moi rodzice musieli mieć zaćmienie mózgu, kiedy
nadawali mi imię Nimfadora. –– Kobieta skrzywiła się. –– Opowiesz mi coś o
sobie?
––
Oczywiście.
Nimfadora
Tonks okazała się niesamowitą rozmówczynią. Od razu załapałyśmy dobry kontakt
ze sobą, mimo że była młodsza niż ja. Rozmawiałyśmy o życiu, o moim życiu w
Stanach, pracy jak i nawet życiu prywatnym. Czułam, że do dobry początek
naprawdę dobrej relacji. Usiadłyśmy w kawiarence, która umieszczona była na
górnym piętrze i piłyśmy kawę, a Tonks zaczęła mnie wdrążać we wszystkie sprawy
związane z pracą. Przy okazji uśmiałyśmy się do łez, widziałam, że nadajemy na
tych samych falach.
––
Nimfadoro... –– Do naszego stolika podszedł wysoki i krępy czarodziej.
––
Nie mów do mnie Nimfadora –– warknęła, a ku mojemu zaskoczeniu włosy kobiety
zrobiły się momentalnie rude.
––
Jesteś metamorfomagiem? –– zapałam zdumiona.
––
Urodziłam się już z tym. –– Wzruszyła ramionami i spojrzała na mężczyznę. –– O
co chodzi Dawlish?
––
Kiedy Moody ma zamiar wrócić? Nie wywiązuje się zbyt dobrze, że swoich
obowiązków.
––
Moody wykonuje ważniejsze zadania, niż siedzenie w gabinecie i czekanie na
ciebie, Dawlish –– warknęła Tonks. Nie spodziewałam się, że ktoś może zajść za
skórę tak przemiłej osobie jak Tonks.
––
W końcu zasłuży na swoje –– odpowiedział wyniośle czarodziej i czym prędzej
ulotnił się z pola widzenia rudowłosej.
––
John Dawlish –– wyjaśniła –– buc, z którym najlepiej nie mieć do czynienia.
Mogłam
szczerze powiedzieć, że pierwszy dzień mogę zaliczyć do naprawdę udanych.
Czułam to w kościach, że razem Tonks
naprawdę się zaprzyjaźnimy.
*
––
Zrobiłeś się jakiś markotny, Syriuszu. Co się dzieje? –– zapytała Emmelina, gdy
wróciliśmy do Kwatery Głównej. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na przyjaciółkę,
której spostrzegawczy wzrok nie opuszczał mojej twarzy.
––
Przypomniały mi się nasze lata szkolne –– odpowiedziałem zgodnie z prawdą,
czując w sercu ścisk. –– Oddałbym wszystko Emma, by do nich wrócić.
––
Też często o tym myślę… –– powiedziała i podeszła do mnie kładąc rękę na barku.
–– Jednak to co było już nie wróci, pozostają nam tylko piękne wspomnienia.
Teraz mamy inne cele w życiu –– wytłumaczyła, a ja złapałem ją za rękę
ściskając na znak zgody. Byłem pod ogromnym wrażeniem, jak ta kobieta zmieniła
się przez te wszystkie lata. Stała się twarda, zdecydowana i pewna siebie.
Naprawdę byłem z niej przeraźliwie dumny.
––
W takim razie… może zrobisz mi obiadek? –– zapytałem słodko przez co dostałem
kuksańca w bok. Zaśmiałem się gardłowo, jednak po chwili wraz z Emmą
skierowaliśmy się do kuchni, by zrobić posiłek. Vance zawsze była świetną
kucharką.
Po
skończonym posiłku zaczęliśmy sprzątać brudne talerze, gdy w framudze drzwi
stanął nie kto inny jak Kingsley Shacklebolt. Uśmiechnąłem się do przybysza,
podchodząc do niego i topiąc go w niedźwiedzim uścisku.
––
Witaj przyjacielu, co się sprowadza w moje skromne progi? –– Wskazałem gościowi
na krzesło, które od razu zajął.
––
Prawdę mówiąc nic szczególnego. Byłem w pobliżu i stwierdziłem, że przyda ci
się towarzystwo –– powiedział uśmiechając się.
––
Coś nowego w Ministerstwie? –– Emma podeszła do nas siadając na wolnym krześle.
––
Wszystko po staremu. Nadal inwigilujemy ludzi i mamy na wszystko oko, choć
muszę przyznać, dziś trafił mi się prawdziwy majstersztyk. –– Schylił się ku
nam, a my wytężyliśmy słuch. –– Kobieta nazywa się Elena Carter, przeprowadziła
się dopiero co ze Stanów Zjednoczonych z wymiany czarodziejów, a była tam Dyrektorem Magicznej Ochrony.
––
Dyrektorem Magicznej Ochrony? –– Gwizdnęła Vance. –– Co ją tutaj sprowadza w
takim razie? Bo na pewno to nie jest praca.
––
Och, Emma. Nie pytałem o jej życie osobiste –– mruknął z politowaniem Kingsley.
–– Ważne jest to, że jeżeli się nie mylę, to możemy zdobyć naprawdę potężnego
sojusznika. Gdy poznam ją bliżej, będę mógł coś więcej stwierdzić.
––
Potrzebna nam każdej silnej ręki do walki z Voldemortem –– przyznałem, a reszta
kiwnęła głowami na znak zgody. –– Ładna jest? –– dodałem i automatycznie
dostrzegłem jak Emma patrzy się na mnie z politowaniem.
––
Ładna. Nawet bardzo –– przyznał Kingsley posyłając mi uśmiech.
Oparłem
się o krzesło, ciekawy kobiety, o której wspomniał mój przyjaciel. Prawdę
mówiąc, on nigdy nie wspomina o osobach, z którymi przeprowadza rekrutację,
zawsze jest tajemniczy i skryty. Ta dziewczyna musiała naprawdę wywrzeć na nim
dobre wrażenie. Mam nadzieję, że niebawem uda mi się ją poznać bliżej, tutaj w
Zakonie.
Kingsley
posiedział do wieczora, po czym wrócił do swoich obowiązków. Emmelina również
musiała dzisiaj w nocy iść na patrol, więc po raz kolejny zostawałem całkiem
sam w tej zatęchłej ruderze. Nienawidziłem tego miejsca, tak samo jak rodziny,
która w niej mieszkała. Mimo że w wakacje większość rzeczy udało nam się
uprzątnąć i odnowić to nadal czułem przeogromną niechęć do tego mieszkania.
Wiedziałem, że nigdy nie będę tutaj szczęśliwy. Przez moje brzemię uciekiniera
Azkabanu, nie mogłem nawet pokazać się na ulicy, żyłem jak szczur, ukrywając
się w tym budynku. Zdawałem sobie sprawę, że to dla mojego dobra, ale mimo
wszystko chęć zrobienia czegokolwiek… ciągle światła mi w głowie niczym znak
ostrzegawczy. Powstrzymywały mnie resztki silnej woli i Harry Potter, który
zapewne po niesamowitej uczucie w Hogwarcie, kładł się spać w dormitorium razem
ze swoimi przyjaciółmi. Wiele bym oddał, by ponownie mieć te naście lat.
Hope
Wsiadłam
do pociągu i zaczęłam szukać wolnego przedziału. Wszystko było pozajmowane,
każdy siedział ze swoimi przyjaciółmi i rozmawiali zapewne o wakacjach. Nagle
drzwi jednego z przedziałów otworzyły się, a ja wpadłam na jakąś dziewczynę.
––
Uważaj jak łazisz –– warknęła. –– Chyba powinnaś dostać nauczkę…
Patrzyłam
zszokowana i nie wiedziałam co odpowiedzieć. Czarnowłosa wyjmowała różdżkę, a
ja cofnęłam się o krok.
––
Lepiej ze mną nie zaczynaj –– warknęłam niegrzecznie.
––
Nie radzę, Parkinson. Schowaj różdżkę, bo inaczej będę musiał odjąć punkty
Slytherinowi. –– W tym momencie podszedła do nas czarnowłosa dziewczyna.
Patrzyłam na jej poważny wzrok i charakterystyczną, azjatycką urodę. Dziewczyna,
która mnie zaczepiła, chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała, odwróciła się
na pięcie i z hukiem zamknęła przedział w którym siedziała ze znajomymi.
––
Musisz być nowa. –– Czarnowłosa uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie rękę. ––
Jestem Cho Chang.
––
Hope Carter. –– Odwzajemniłam uśmiech, uścisnęłam dłoń i poczułam przyjemne
ciepło.
––
Tak więc Hope, uważaj na siebie. Muszę cię przeprosić, obowiązki prefekta
wzywają. –– Pożegnała się i poszła w swoją stronę.
Westchnęłam
i ruszyłam dalej w poszukiwaniu miejsca. Zatrzymałam się i zauważyłam
płomiennie rude włosy dziewczyny, która siedziała razem z trzema chłopakami.
Otworzyłam drzwi i zajrzałam do przedziału.
––
Mogłabym się dołączyć? –– zapytałam.
––
Jasne, zapraszamy. –– Rudowłosa uśmiechnęła się do mnie i wskazała na miejsce
obok siebie. –– Jestem Ginny Weasley, a to Michael Corner, Terry Boot i Anthony
Goldstein.
––
Hope Carter. –– Uśmiechnęłam się lekko.
––
Skąd się przeprowadziłaś? –– zapytał Michael.
––
Ze Stanów Zjednoczonych.
––
Chodziłaś do Ilvermorny? Jak tam jest? –– zapytała zaciekawiona Ginny.
––
Normalnie. –– Wzruszyłam ramionami. –– Opowiecie mi coś o Hogwacie?
––
Mamy cztery domy, do którego przynależymy przez okres nauki. Ja jestem z
Gryffindoru, a chłopaki z Ravenclawu. Jest jeszcze Hufflepuff i Slytherin, ale
tam lepiej nie trafić. Mam nadzieję, że będziesz w moim domu. –– Uśmiechnęła
się i puściła mi oko –– A jak u was wygląda Ceremonia Przydziału?
––
W Ilvermorny starsi uczniowie przyglądają się z okrągłego balkonu, a nowi
uczniowie wypełniają okrągłą Salę Wejściową, gdzie znajdują się cztery posągi
reprezentujące cztery domy. Ustawiają się dookoła ścian, a następnie są
wywoływani, by stanąć na symbolu węzła gordyjskiego umieszczonego na środku.
Gdy Horned Serpent chce danego ucznia, na jego czole rozświetla się zestaw
kryształów. Wampus wybiera swoich uczniów rycząc. Thunderbird bije skrzydłami,
natomiast Pukwudgie unosi strzałę.
––
Niesamowite. –– Westchnęła dziewczyna. –– U nas po prostu siadasz na stołku, a
na głowę jest ci zakładana Tiara Przydziału. Na tej podstawie jesteś wybierana
do któregoś z domów.
––
Brzmi łatwo. U nas też nie wolno było posiadać różdżki wcześniej niż pojawienie
się w szkole –– mruknęłam. –– W dodatku na wakacje też musieliśmy zostawiać
różdżki w szkole. W sumie czuję się pewniej, jeśli mam ją przy sobie.
Ginny
Weasley okazała się przyjazną dziewczyną. Całą drogę rozmawiałyśmy, śmiałyśmy
się. Widziałam, że jej chłopak jest trochę poddenerwowany, że dziewczyna nie
zwraca na niego uwagi tylko zajmuje się mną, ale całkiem szczerze jakoś mi to
nie przeszkadzało.
Po
jakimś czasie dojechaliśmy do Hogwartu. Wyszłam razem z Ginny i jej kolegami na
zewnątrz, a przede mną w oddali pojawił się ogromny zamek. Robił większe
wrażenie, niż zamek usytuowany na
szczycie góry Mount Greylock, ale wydaje mi się, że to tylko i wyłącznie przez
rozmiar. Hogwart jest dużo większy. Doszliśmy do powozów, które czekały już na
uczniów, a niewidzialna siła ciągnęła je aż do zamku. Odwróciłam się w bok i
zauważyłam chłopaka, który wpatrywał się w... no właśnie, w co?
––
Harry, te powozy zawsze jadą same. –– Usłyszałąm, jak powiedziała brązowowłosa
dziewczyna do swojego kolegi.
––
Nie widzicie ich? –– zapytał zdumiony.
Ginny
popędziła mnie i razem wsiadłyśmy do powozu, a mój ciekawski wzrok nadal
wędrował do czarnowłosego.
To
musi być słynny Harry Potter.
Nawet
u nas, w Nowym Jorku, dużo mówiło się o chłopcu, który przeżył. Lord Voldemort
był niebezpiecznym czarownikiem, jak kiedyś Gellert Grindelwald w moim mieście.
Dojechaliśmy
pod sam zamek, a następnie skierowaliśmy swoje korki do Wielkiej Sali.
Rozglądałam się zaciekawiona i próbowałam zapamiętać każdy szczegół sali.
Pożegnałam się z Ginny i podeszłam do reszty pierwszoklasistów, którzy stali
przerażeni.
––
Mam nadzieję, że nie dostanę się do Slytherinu... –– szepnęła przerażona
dziewczynka do swojej koleżanki.
––
Tam trafiają tylko źli ludzie –– dopowiedziała.
––
Witajcie kochani w nowym roku szkolnym! Mam przyjemność powitać nowych i jak i
starych uczniów w naszej szkole. W tym roku szkolnym Opieki nad Magicznymi
Stworzeniami poprowadzi profesor Grubby-Plank, ponieważ profesor Hagrid jest na
razie niedysponowany. Chciałbym też serdecznie powitać nową panią profesor
Dolores Umbrige, która obejmie stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarną
Magią..
––
YHYM…
Cała
sala zamilkła. Profesor Dolores Umbrige wstała, podeszła do kokpitu gdzie stał
dyrektor i zaczęła długą przemowę, która wcale mi się nie podobała. Czułam, że
coś z tą kobietą jest nie tak. Tym bardziej, że wygląda jak różowa landryna. Po
skończonej mowie szanowna pani profesor dostała oklask tylko i wyłącznie ze
stołu, gdzie siedzieli uczniowie w szatach z akcentem zieleni.
To
musi być Slytherin.
Przed
nami stanęła wysoka i szczupła czarodziejka, która w dłoniach miała pergamin.
––
Jestem profesor McGonagall. Kogo wyczytam, ten podchodzi i siada na stołek ––
powiedziała twardo i zaczęła wyczytywać imiona i nazwiska z listy –– Bubble
Danny!
––
Gryffindor! –– krzyknęła Tiara, a stół Gryfonów rozległy brawa.
––
Bape Taylor!
––
Huffelpuff!
––
Carter Hope! –– Wyczytała profesor McGonagall, a ja ze ściśniętym sercem
podeszłam do stołka i usiadłam.
Hmm.. Widzę ogromne ambicję.. A
także lojalność, taaak... lojalność. Zaradność, odwaga.. Naprawdę bardzo trudna
decyzja..
––
Slytherin!
Spojrzałam
na uczniów należących do tego domu. Świetnie. Trafiłam do domu złych ludzi. To
będzie najlepszy albo najgorszy rok w moim życiu.
Podeszłam
do stołu, gdzie wszyscy patrzyli na mnie z wrogością. Nie przejęłam się tym,
lecz usiadłam na pierwszym lepszym miejscu i zaczęłam jeść. Uczta Powitalna
była niesamowita, tak wiele potraw nie widziałam nawet na oczy. Próbowałam
wszystkich dań jakie tylko było mi dane wepchnąć w siebie, a po skończonej Uczcie
poszłam razem z resztą Ślizgonów do lochów, gdzie był ich Pokój Wspólny. W IIvermorny,
należałam do Pukwudgie, więc dlaczego
Tiara przydzieliła mnie właśnie tutaj? Udałam się do dormitoriów i zaczęłam
szukać swojego imienia i nazwiska, które po przydzieleniu od razu powinno
pojawić się na drzwiach. Spojrzałam na pierwsze lepsze, na których było
napisane:
Carrow
Flora
Carrow
Hestia
Carter
Hope
Greengrass
Astoria
Murton
Adelajda
Westchnęłam
głośno i otworzyłam drzwi dormitorium. Wszystkie współlokatorki spojrzały na
mnie wyczekująco, gdy weszłam do środka.
Wprost
przede mną stała nieziemsko piękna blondynka, wysoka, smukła, wyglądała tak
arystokratycznie, że poczułam się przy niej jak zwykły nie-mag. Patrzyła na
mnie wyniośle i czekała na to aż coś powiem.
––
Cześć, ja…–– zaczęłam, ale blondynka mi przerwała.
––
Hope. Umiem czytać –– powiedziała. Uniosłam rozbawiona brwi, czekając na małą konfrontację
ze strony blondynki. –– Jestem Adelajda Murton, a to Flora i Hestia Carrow i
gorsza z rodzeństwa Greengrass, Astoria –– zaakcentowała na co brunetka tylko
wywróciła oczami.
Astoria
Greengrass była ładną brunetką, lecz na pierwszy rzut oka trochę zagubioną. Nie
wyglądała na szczęśliwą, a uwaga blondynki tylko ją rozzłościła.
Flora
i Hestia Carrow to bliźniaczki, które wyglądały na wielce znudzone. Nie
odzywały się do nikogo słowem poza sobą, a ich miny wyrażały ciągłe
niezadowolenie.
Położyłam
się na swoim łóżku i wpatrywałam w sufit. Nie byłam na tyle zmęczona, by iść
spać, jednak z moimi nowymi koleżankami też za bardzo nie miałam ochoty
rozmawiać.
––
Wychodzę –– zakomunikowała Adelajda. –– Mam nadzieję, że Blaise już na mnie
czeka! –– zaświergotała i wybiegła z dormitorium. Patrzyłam jeszcze przez
chwilę na drzwi po czym zauważyłam, że w dormitorium zostałam sam na sam z
Astorią.
––
Ona tak zawsze? –– zapytałam brązowowłosą. Nie odpowiedziała, więc spojrzałam
na dziewczynę. –– Dobrze się czujesz?
––
Skąd pomysł, że czuje się źle? –– prychnęła nagle.
––
Słuch też nie najlepszy? –– Odwróciłam się z zamiarem dalszego wpatrywania w
sufit. Musiałam spotkać się z dyrektorem Hogwartu i porozmawiać na temat mojej
przypadłości.
––
Przepraszam. Bycie miłym rzadko się tutaj zdarza, ale sama się o tym przekonasz
–– mruknęła. –– Skąd jesteś?
Rozmawiałyśmy
dosłownie godzinami. Dowiedziałam się o złej sławie, która krąży o domie węża,
o rodzinie Astorii i jej starszej siostrze Dafne, z którą nie ma najlepszych
kontaktów, o idei czystości krwi, która dla Ślizgonów ma priorytetowe
znaczenie, a także wiele innych i ciekawych informacji.
––
Masz może ochotę na Ognistą? –– spytała mnie i pochyliła się, by znaleźć pod
łóżkiem schowaną butelkę z Ognistą Whisky.
––
Zawsze –– powiedziałam. Siedziałyśmy na moim łóżku i podśmiewałyśmy się z
sióstr Carrow. Okazuje się, że są niezmienne od lat i zawsze chodzą z
naburmuszoną miną.
––
Masz tylko mamę? –– Astoria spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
––
Tak. Nigdy nie poznałam swojego ojca. ––
Zacięłam się na chwilę.
––
Nie wiesz kto nim jest? –– spytała zdziwiona.
––
Moja mama miała wypadek. Straciła pamięć. –– Wyjaśniłam, a brązowowłosa nie
kontynuowała tematu.
––
Hope… Ciekawe imię –– zagaiła uśmiechając się lekko.
––
Moja mama uwielbia dramatyzować. –– Parsknęłam śmiechem, a brązowowłosa
uczyniła to samo. Było już późno, kiedy postanowiłyśmy się położyć. Myślałam o
tym jak moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Uwielbiam Stany
Zjednoczone i tęsknie za swój watahą, ale sama chciałam zmiany.
I
mam nadzieję, że ta zmiana wyjdzie na lepsze.
Rano
obudziły mnie podniesione głosy dwóch dziewczyn. Odsłoniłam kotarę i spojrzałam
na winne owych hałasów.
––
Nie mam ochoty z tobą rozmawiać –– warknęła Astoria. –– Jesteś idiotką, skoro
sądzisz, że ktoś taki jak Zabini, który widzi tylko czubek własnego nosa,
mógłby mnie zainteresować.
––
Ostrzegam cię, nic więcej –– odparowała blondwłosa. –– Dafne powiedziała…
––
Słuchaj jej, a na pewno dobrze na tym wyjdziesz –– zasyczała Astoria.
Murton
wpatrywała się przez chwilę w dziewczynę, po czym wyszła z dormitorium z
podniesioną głową. Spojrzałam na Astorię, która tylko machnęła ręką.
Zrozumiałam, że nie chce o tym rozmawiać. Udałam się do łazienki, by
przygotować się na śniadanie, a po pewnym czasie razem z Astorią ruszyłyśmy w stronę
Wielkiej Sali. Po drodze wpadłam na chłopaka, który od razu rzucił mi się mocno
w oczy. Wysoki, szczupły, a dołeczki w policzkach dodawały mu uroku.
Brązowowłosy uniósł brwi zaciekawiony, podśmiewając się z mojej miny.
––
Bądź uważniejsza, bo ten dom pożre cię żywcem. –– Uśmiechnął się do mnie, a ja ponownie
zapatrzyłam się z jego uśmiech. Chwilę później zniknął mi z oczy, a Astoria
popędziła mnie, tłumacząc się głodem. Obawiałam
się chodzić sama po korytarzach Hogwartu, bo byłam pewna, że prędzej czy
później zgubię się. Idąc zawiłymi korytarzami niespodziewanie trafiłyśmy na
dwie starsze Ślizgonki.
––
Widzę, że znalazłaś sobie w końcu koleżankę, wygląda niemrawo –– zaczepiła nas
blondynka i spojrzała wyzywająco.
––
To Dafne i jej przyjaciółeczka Pansy –– wyjaśniła Astoria wpatrując się z
wrogością w siostrę.
––
Poznałyśmy się w pociągu –– warknęła czarnowłosa patrząc na mnie. –– Chodzić
nie umie, miałam ją nauczyć, ale Chang się pojawiła…
––
Lepiej uważajcie –– zagroziła Dafne i odwróciła się na pięcie z zamiarem
odejścia.
––
Może i jestem nowa, ale nie będziesz mi grozić, zrozumiałaś? –– powiedziałam
wściekła i skierowałam się w stronę Wielkiej Sali.
Astoria
dogoniła mnie i uśmiechnęła się krzepiąco. Domyślam się, że nie jest to dobry
początek szkoły, ale nie pozwolę sobie, żeby jakaś zołza dyktowała mi warunki.
Nie ważne kim jest ani za kogo się uważa.
Po
zjedzonym śniadaniu udałyśmy się na Zielarstwo,a potem na naszą pierwszą lekcję
Obrony przed Czarną Magią. Weszłyśmy do klasy, zauważyłam Ginny, która
pomachała mi na co uśmiechnęłam się do niej i też odmachałam. Astoria spojrzała
na mnie z ukosa, ale nie odezwała się. Chwilę później do klasy weszła profesor
Umbrige, która wyglądała tak paskudnie jak dzień wcześniej. Różowy garnitur
opinał jej pulchne ciało, a pierścionki ledwo mieściły się na jej grubych
palcach.
––
Proszę schować różdżki! –– zawołała przesłodzonym głosem.
Że co?
––
Pani profesor, dlaczego.. –– zaczęła Ginny, ale Umbrige szybko przerwała jej
wypowiedź.
––
Na moich lekcjach uczniowie podnoszą rękę! –– pouczyła, a las rąk momentalnie
wystrzelił w górę.
––
Proszę! –– Wskazała na drobniutką szatynkę.
––
Pani profesor, nie będziemy używać różdżek?
––
Będziemy uczyć się z podręczników w całkowicie bezpieczny sposób –– oznajmiła
uśmiechając się słodko –– Ministerstwo Magii stwierdziło, że standardy, które
panowały w tej szkole powinny być natychmiastowo zmienione..
––
Jak to przygotuje nas do życia poza szkołą? –– wypaliłam zdenerwowana.
––
Nie widzę uniesionej ręki –– zaakcentowała powoli wpatrując się we mnie –– Jak
się nazywasz, drogie dziecko?
––
Hope Carter –– odpowiedziałam nie spuszczając z niej wzroku –– i uważam, że nie
używanie czarów nie przygotuje nas ani do egzaminów ani do przyszłego życia,
tym bardziej, że Voldemort wrócił.
Wszyscy
obecni wpatrywali się we mnie skonsternowani. Wiedziałam, że większość
Ślizgonów popiera największego czarnoksiężnika wszechczasów, ale na pewno nie
ja. Moja mama od lat walczy z jego zwolennikami, a to że trafiłam do Slytherinu
nie pozbawia mnie osobowości i dążenia do pokonania Czarnego Pana.
––
Tak więc panno Carter, widzę, że propagujesz poglądy samego Pottera, dlatego też
przyjdziesz razem z nim na szlaban, dziś do mojego gabinetu –– warknęła Umbrige
tracąc nad sobą panowanie. –– Sami–Wiecie–Kto wcale nie wrócił. A teraz cisza!
Otwórzcie książki na stronie..
Nie
słucham dalszego monologu nauczycielki. Byłam wściekła, że ktoś taki chce
narzucić nam zasady, a w dodatku za prawdę dostałam szlaban. To, że Ministerstwo
nie chce uwierzyć w jego powrót, nie znaczy, że tak się nie stało. Nawet w
Stanach było o tym głośno, a gdy zapytałam mamy czy to prawda, powiedziała
święcie przekonana, że tak. Domyślała się, że prędzej czy poźniej Lord
Voldemort odrodzi się, by znów zabijać.
Po
skończonej lekcji wstałam i nie zważając na nikogo wyszłam z sali. Słyszałam
wiele szeptów, a moje dzisiejsze zachowanie rozniosło się echem po całej
szkole. Tak samo jak zachowanie samego Harry’ego Pottera. Uczniowie szeptali za
plecami, niedowierzając, że Ślizgona mogła obrazić Czarnego Pana.
No
cóż, mogła.
Wieczorem
szłam rozległymi schodami, które co chwila zmieniały położenie. Nie wiedząc
kiedy znalazłam się na siódmym piętrze. Rozglądałam się po korytarzu, ale nie
widziałam zbyt wielu uczniów, zapewne większość siedziała w swoich Pokojach
Wspólnych, jednak ja nie miałam na to najmniejszej ochoty. Wiedziałam, że
swoimi przekonaniami zostanę potępiona przez innych uczniów mojego domu, ale
nie przejmowałam się tym. Byłam po prostu sobą.
––
Znów się spotykamy, Hope. –– Usłyszałam głos i odwróciłam się do rozmówcy.
Przede
mną stał chłopak, którego spotkałam przed śniadaniem. Schludny, postawny,
wpatrywał się we mnie uśmiechając się lekko, a moje serce zabiło szybciej.
Dlaczego
przy nim czuje się tak.. dziwnie?
––
Skąd wiesz jak się nazywam?
––
To twój pierwszy dzień tutaj, myślisz, że nikt o tym nie wie? Charles
Lestrange, w skrócie Chuck. –– Chłopak podszedł do mnie i wyciągnął rękę.
––
Charles brzmi ładniej –– wymsknęło mi się.
––
Tak myślisz? –– zaśmiał się –– Słyszałem o twoich dzisiejszych ekscesach.
––
Chyba wszyscy o tym słyszeli –– mruknęłam.
––
Nie jesteś typową Ślizgonką –– stwierdził przyglądając mi się.
––
Wygląda na to, że nie –– odpowiedziałam.
––
Chuck, wszędzie cię szukam, a ty… –– Podeszła do nas czarnowłosa dziewczyna i
spojrzała na mnie nieprzyjemnie. –– Koniec pogaduszek, zbieraj się –– rozkazała
i wpatrywała się we mnie dłuższą chwilę. Potem odwróciła się na pięcie,
popędzając brązowowłosego.
––
Moja siostra, Leta. Potrafi być bardziej niż upierdliwa –– skomentował z
zadziornym uśmiechem. –– Uważaj na siebie, Hope. –– Puścił mi oko i odwrócił
się, by dogonić swoją siostrę. Westchnęłam głośno i patrzyłam jak odchodzą, a
potem skierowałam się na dół, by znaleźć gabinet Umbrige.
Gubiąc
się parę razy trafiłam w końcu pod gabinet różowej ropuchy. Zapukałam i
usłyszałam krótkie Wejść. Pokój
Umbrige był tak samo paskudny jak ona. Wszystkie ściany były różowe, a na nich
powieszone były talerze z kotami. Mnóstwem kotów. Harry był już w pomieszczeniu
i stał przed biurkiem. Od razu dało się wyczuć napiętą atmosferę.
––
Skoro oboje już jesteście przejdę do rzeczy –– zaczęła. –– Dziś będziemy pisać.
Usiądźcie sobie, o tam. –– Wskazała na mały stoliczek z dwoma krzesłami, na
którym były dwa puste pergaminy –– A teraz... –– kontynuowała, gdy zajęliśmy
swoje miejsca –– o nie nie, nie wyjmujcie piór. Macie tutaj moje ––
zaświergotała. –– Panie Potter proszę pisać Nie
będę opowiadał kłamstw i panno Carter Nie
będę opowiadała kłamstw.
––
A ile razy? –– zapytał Harry.
––
To zależy. –– Uśmiechnęła się sztucznie i wróciła do swojego biurka.
Jak
powiedziała tak zrobiliśmy. Po chwili pisania poczułam mocne pieczenie na
prawej ręce. Im dłużej pisałam tym ból stawał się silniejszy. Spojrzałam na
dłoń i to co zobaczyłam przeraziło mnie.
Nie będę opowiadała kłamstw.
Wyryte
słowa coraz głębiej raniły moją dłoń. Zauważyłam, że czarnowłosy też krzywi się
co chwilę, ale uparcie pisze dalej. Nie chciał dawaj Umbrige satysfakcji. Po
dwóch godzinach wyszliśmy z gabinetu i spojrzeliśmy się na siebie. To było
nieludzkie. Ręka piekła mnie niemiłosiernie, a krew nadal się z niej sączyła.
––
Okropne babsko –– stwierdziłam i spojrzałam na chłopaka.
––
To dopiero początek –– oznajmił i wpatrywał się w słowa wyryte na dłoni Nie będę opowiadał kłamstw. –– Możesz
mieć kłopoty, Ślizgoni to paskudni.. eee.. wybacz –– zmieszał się i podrapał po
głowie.
––
Nie szkodzi. Zdążyłam zauważyć, że nikt nie pała do nich sympatią. Szczerze
mówiąc, ja też nie. –– Zaburczało mi w brzuchu.
––
Już po kolacji, ale jeśli chcesz mogę iść z tobą do kuchni. Zgredek na pewno
coś nam da. –– Harry uśmiechnął się.
––
Jasne, czemu nie –– odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.
Nigdy
z nikim nie rozmawiało mi się tak lekko i przyjemnie. Zawsze miałam lepsze
kontakty z mężczyznami niż kobietami, ale nigdy jeszcze nie spotkałam tak
niebywałego rozmówcę jak Harry. Czułam jakbyśmy byli do siebie bardzo podobni,
prawie jak rodzeństwo. W IIvermorny nigdy do nikogo nie czułam czegoś takiego.
Nie pod względem pożądania, a czystej sympatii. Doszliśmy do portretu za którym
mieściła się kuchnia, czarnowłosy podał hasło i weszliśmy do środka, gdzie
pracowało mnóstwo skrzatów domowych.
––
Harry Potter! –– krzyknął skrzat, który wyglądał inaczej niż wszystkie.
––
Zgredku, poznaj Hope –– przedstawił mnie, a ja uśmiechnęłam się miło.
––
Przyjaciele Harry’ego Pottera są moimi przyjaciółmi!
––
Zgredku, zostało może jeszcze coś z kolacji? –– zapytał czarnowłosy.
––
Dla Harry’ego Pottera zawsze! –– Ukłonił się i chwilę później popędził
przygotować nam zapewne coś do jedzenia.
Usiedliśmy
przy stole, a inne skrzaty spoglądały na nas podejrzliwie. Harry był zabawny,
szczery, ale przy tym całkowicie normalny mimo swojej sławy na całym świecie.
––
Poznałaś już Draco Malfoya?
––
Jeszcze nie miałam tej nieprzyjemności –– odpowiedziałam na co chłopak zaniósł
się gromkim śmiechem.
––
Szczęściara –– mruknął, a ja zaśmiałam się widząc jego minę. Zjedliśmy ciepły
posiłek, podziękowaliśmy Zgredkowi i udaliśmy się z powrotem do swoich Pokoi Wspólnych.
Harry odprowadził mnie do samego wejścia do lochów.
––
Widzę, że wiesz gdzie dokładnie znajdują się lochy Slytherinu –– zauważyłam i
spojrzałam na niego pytająco.
––
To dłuższa historia –– odpowiedział –– Do zobaczenia, Hope. Mam nadzieję, że
niedługo się spotkamy.
––
Trzymaj się Harry. –– Uśmiechnęłam się lekko, a chłopak odwzajemnił mój uśmiech
i poszedł w swoją stronę. Harry Potter był interesującą osobą. Intrygował mnie
i naprawdę chciałam z nim spędzić więcej czasu. Najpierw
Charles. Teraz Harry.
To był dopiero pierwszy dzień
szkoły, prawda?
Od Autorki,
Hej,
kochani! Chciałam w tym rozdziale chociaż trochę przybliżyć Hope. Zastanawiam się,
czy może czasem nie dodawać czegoś jej okiem. Tutaj chciałam dać wam taki smaczek. Co o tym uważacie? W następnym rozdziale będzie więcej Dorcas i Syriusza, bo ten wiem, że pochłonęła Hope:)
Hej!
OdpowiedzUsuńIdziesz jak burza ze wstawianiem, ale to bardzo dobrze, bo mam, co czytać :)
Zacznę od tego, że jak zauważyłam fragment o Hope, to się zdziwiłam, bo jednak myślałam, że to nadal będzie tylko Dorcas i Syriusz. Poczytałam, poczytałam i no takie meh... Nie zrozum mnie źle, ale wydaje mi się, że w całej mojej historii szusowania po internetach (czyli jakieś dwanaście, trzynaście lat) przeczytałam tylko jednego bloga, gdzie akcja toczyła się w latach, gdy Harry był właśnie w szkole. :D
Ale dam szansę fragmentom z Hope, chociaż nosz kurde. Slytherin :( Ale widzę, że jest Astoria, także daję jej szansę, w końcu potem Greengrass była żoną Malfoy'a i nawet nie miała średniowiecznych poglądów. No i też, fajnie, że Hope jest świadoma, że źle trafiła.
Co do Dorcas, to ojeju! Po pierwsze, to jestem zdziwiona, że Moody jest nadal Szefem Biura Aurorów. Propsy za Tonks i Royala <3 <3
Hm... W sumie jedynie, co bym się tak trochę czepiała, to tego, że Kinsgsley gadał przy niej o Voldemorcie, a przecież Ministerstwo było zdania, że to Dumbledore chce przejąć władzę, i Voldemort przecież zginął i im nie zagraża.
Rozumiem chęć poznania jej i ewentualnego wciągnięcia do Zakonu, no ale na tym etapie to trochę się wyrwał.
Syriusz niby jest już dorosły, wiadomo, że swoje przeżył, ale to czasami jeszcze taki dzieciak :p :p
Podoba mi się więź jaką ma z Emmą. Podoba mi się też zmiana, jaka w niej zaszła. Jednak wojna odciska swoje piętno i zmienia ludzi, i teraz nie mogę się doczekać Remusa, bo książkowy dorosły Remus był cudownym facetem!
Mam nadzieję, że Dorcas wciągnie się w Zakon i szybko ogarną, że to ona :)
Ogólnie, włączając rozdział, czuję się jak na tykającej bombie, bo za cholerę nie wiem, czy będzie kanonicznie, czy nie i obawiam się, tego co będzie w poście :P
Jednak ja już chcę, żeby oni byli razem, Peter został schwytany, a imię Syriusza oczyszczone ze wszelkich zarzutów. :) Czy ja naprawdę proszę o tak wiele? :D
Życzę duuuużo czasu i jeszcze więcej weny!
Buziaki :*
Hej,
UsuńStwierdziłam, że dopóki mogę wstawiać, robię to. Nie ufam sobie do końca, bo jeszcze boje się że w ogóle przestanę… ale mam nadzieję, że to nie problem ;)
Wiedziałam, że tym zaskoczę, ale tak jak powiedziałam, chciałam, żebyście bliżej ją poznali. Ja też nie czytam często o nich, tak szczerze, ale… coś mnie natchnęło i pasuje mi do mojej historii, mam nadzieję, że z czasem również i to cię zainteresuje! Specjalnie nie chciałam, żeby to był Gryffindor! Hope będzie stawiana przed wieloma trudnościami, a Astoria będzie miała na nią też duży wpływ.
Tak, Moody u mnie nadal jest i walczy! Tym bardziej, że to on pomagał Tonks zostać Aurorem, jakoś pasował mi. Masz rację, Kingsley zawsze jest ostrożny, a tym razem… zawrócił mu ktoś w głowie… ;D Cały Syriusz. Sami doskonale to wiemy z właśnie Zakonu Feniksa i ta jego lekkomyślność czasem… ale to właśnie też ma w nim urok!
Ha ❤ Tykająca bomba to trafne określenie. Dużo mam dzisiaj tych próśb do spełnienia widzę… Co mogę zdradzić?
„Jednak ja już chcę, żeby oni byli razem, Peter został schwytany, a imię Syriusza oczyszczone ze wszelkich zarzutów. :) Czy ja naprawdę proszę o tak wiele? :D” Wiele! Postaram się❤
Dziękuję,
Pozdrawiam.
A. ❤
Jejciu, dziewczyno, szalejesz! :D Nowy rozdział tak szybko! I widzę, że kolejny w połowie napisany :D Podziwiam :D
OdpowiedzUsuńAż mam ochotę sama wstawić swój zapas na bloga, ale ćwiczę silną wolę XD
Zacznę od Dorcas :) Miło, że poznała Tonks. Swoją drogą to powiem Ci, że spodobała mi się rola Phoebe jako Nimfadory :) Może dlatego, że właśnie Nimfadorę wyobrażałam sobie jako taką dziewczynę o delikatnej urodzie, a Natalia Tena takowej nie miała i nigdy tak do końca nie byłam do niej przekonana :/
Co do Syriusza i Emmaliny (napisałam "Damona i Bonnie", ale w porę ogarnęłam błąd XD), to bardzo podoba mi się ich przyjaźń <3 On stracił Dorcas, ona Willa :( Cieszę się, że się dogadują tak dobrze.
I dobrze, że nie było Hestii! Z całym szacunkiem, nic do niej nie mam, no ale no XD Do niej przy boku Syriusza już tak :D
Fragmentu opowiadanego z perspektywy Hope się nie spodziewałam, ale jestem miło zaskoczona :) Muszę przyznać, że trochę się obawiałam, iż będę ją za bardzo identyfikować z Hope Mikaelson (bo jednak imię i jeszcze aktorka), ale właśnie o dziwo nie mam problemu z rozróżnieniem ich :)
Szkoda, że trafiła do Slytherinu #teamGryffindor, ale no jednak nie wszyscy Ślizgoni są źli, więc aż tak mi to nie przeszkadza. Postać Astorii - miło, że się zakolegowały. Z początku jak wprowadziłaś Charlesa Lestrange'a, to miałam na twarzy takie #WTHKol???, a później jeszcze Letę, to już całkowicie w głowie mi się popierdzieliło, hahahah :D Przez chwilę nawet przeszło mi przez myśl, że może Hope i Charles... Wtedy było #takzwujkiemniemożna??? I tak w ogóle mi to nie siadło. Później jednak uświadomiłam sobie, że przecież Hope jako córka Syriusza jest blisko spokrewniona z Lestrange'ami, więc tak trochę kamień z serca mi spadł. Fragmenty z Harrym były dla mnie dużo łatwiejsze z oczywistych powodów :P
A teraz moja lista próśb:
1. Syriusz i Dorcas się spotkają i będzie chemia i powtórka z rozrywki z czasów szkolnych
2. Więcej Remuuuuuuuuusa (obiecałaś!)
3. Remus i Tonks
4. Syriusz nie zginie kanonowo
5. Gwardia Dumbledore'a!!!
Dziękuję za uwagę :D I pozdrawiam :D Weny! :*
Hej,
UsuńJak już tłumaczyłam, boję się, że jak przestanę to znów będziecie musieli długo czekać… :( cała ja!
Mam identyczne uczucia co do Tonks. Ja również zawsze kojarzyłam ją z uśmiechem, naturą, pozytywną aurą, a w filmie u niej tego nie dostrzegłam. Phoebe robi tutaj robotę. Jej uroda jest magiczna. Syriusz i Emma bardzo są za sobą, mam nadzieję, że to będzie widoczne. Przepraszam, ale Hestia w następnym rozdziale już będzie… :O
Cieszę się, że fragment co do Hope się podobał, mam zamiar wprowadzenia jej trochę, by wszyscy mogli ją poznać. Chcę pokazać też Slytherin trochę z innej strony. Nie mogło być tak pięknie, by trafiła do Gryffindoru!
Charles i Hope. Zdziwisz się...
Harry i Hope. Zdziwisz się...
I kolejne prośby… Postaram się spełnić część z nich. ❤
ale nie obiecuję, au :(
Dziękuję,
Pozdrawiam.
A. ❤
I w takich właśnie momentach aż mnie skręca i nie mogę się rozdziału doczekać :P
UsuńFragment z Hope! ^*^
OdpowiedzUsuńWięcej takich fragmentów, tylko nie zapominaj o Dorcas i Syriuszu < 33
Jejku, jejku, jejku ile tu nowych super postaci! *-*
No i spotkanie Harrego z Hope ♥
Ale żeby Hope do Slytherinu?! *0*
Najważniejsze, że zdaje sobie z tego sprawę i nie zbyt była z tego usytakcjonowana xD
Tak patrzę na komentarze i widzę, że każdy zawiera jakieś prośby xD
A skoro każdy, to ja też będę taka, a co! XD
No to tak...
Ekhem:
Doriusz < 33 Żeby było inaczej niż w książce *_* żeby poznali Elenę (a najlepiej żeby Dorcas pamięć wróciła xD)
TYLKO MI NIE ZABIJAJ ICH! ;_;
Czekam niecierpliwie na next i życzę dużo wenki! :***
♥Pozdrawiam♥
Hej,
OdpowiedzUsuńO Dorcas i Syriuszu oczywiście, że nie zapomnę! Hope będzie im po prostu towarzyszyć trochę :)
Hope w Slytherinie nie widzi siebie, ale jeszcze się zdziwi.. Harry i Hope będą również tutaj kraść serce :)
Prośby… ❤ Powiem to samo, ale naprawdę postaram się je spełnić. ❤
ale nie obiecuję, au :(
Dziękuję,
Pozdrawiam.
A. ❤
Czy wspominałam już, że kocham Emmę i Syriusza? Toż to cudowna dwójka. No ale do rzeczy. Nie przestaniesz mnie chyba zaskakiwać. Hope w Slytherinie... Będzie niezwykle ciekawe doświadczenie. No i już widać charakterek po rodzicach umie dziewczyna pokazać pazurki! Zupełnie zapomniałam że piąty rok Harry'ego oznacza tę jędzę, ale przynajmniej Harry i Hope mieli możliwość się poznać. Czekam z niecierpliwością na next
OdpowiedzUsuńHej,
UsuńTak❤ wspominałaś! Oni będą zaskakiwać!
Oj umie, umie... Hope będzie miała dużo do powiedzenia :)
Dolores ?! Oj tak!
Dziękuję,
Pozdrawiam.
A. ❤