2019/02/12

Rozdział 42 „Dziewczyna, która igrała z ogniem”

Dworzec King's Cross był ogromny. Całe szczęście, że wcześniej dowiedziałam się wszystkich potrzebnych informacji od dyrektora Albusa Dumbledore'a, z którym korespondowałam o przyjęcie Hope do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Trafiłyśmy na peron 9 i 3/4, który był tak zatłoczony, że nie dało zrobić się swobodnie kroku. Długa lokomotywa stała i czekała na uczniów, którzy żegnali się ze swoimi rodzicami. Odwróciłam się do córki, która obserwowała wszystko zaciekawiona, ale też lekko przestraszona.
–– Wszystko będzie dobrze. Poradzisz sobie, nie przejmuj się niczym i dawaj z siebie wszystko. Jakby coś było nie tak od razu do mnie pisz, zrozumiano? –– spytałam i przytuliłam Hope do siebie.
–– Jasne mamo. Będę za tobą tęsknić. –– Uśmiechnęła się i odwzajemniła mój uścisk.
–– Ja za tobą bardziej.
Trudno było mi wypuszczać ją z ramion, ale nie miałam wyboru. Patrzyłam jak wsiada do pociągu, macha mi jeszcze na pożegnanie, a potem znika. Stałam tam jeszcze przez chwilę, po czym skierowałam się do wyjścia, bo czekała mnie rozmowa o pracę. Wychodząc, kątem oka zwróciłam uwagę na dużego, czarnego psa, który przez chwilę wpatrywał się we mnie. Jednak nim zdążyłam przyjrzeć się mu bardziej, to tłum ludzi zasłonił mi widok. Westchnęłam i udałam się do Brytyjskiego Ministerstwa Magii.
Wejście dla gości mieściło się w małej, czerwonej budce telefonicznej. Wybrałam odpowiedni numer, odpowiedziałam na zadane pytania i zaczęłam zjeżdżać w dół. Wychodząc rozglądałam się na wszystkie strony. Ministerstwo Magii robiło ogromne wrażenie, a tłumy czarodziejów przemierzały korytarze, śpiesząc się do swojej pracy. Tutaj jest całkowicie inaczej niż w moich Stanach. Doszłam do windy, wysiadłam na właściwym piętrze i skierowałam się do pokoju, gdzie napisane było:

Biuro Aurorów
Alastor Moody

Zapukałam po czym usłyszałam krótkie Wejść. Moim oczom ukazał się wysoki, dobrze zbudowany, czarnoskóry mężczyzna.
–– Nazywam się Kingsley Shacklebolt i jestem zastępcą szefa Biura Aurorów, Alastrora Moody’ego. –– Mężczyzna wyciągnął rękę, którą od razu ujęłam.
–– Elena Carter. Byłam umówiona na rozmowę o pracę. –– Podałam teczkę z rekomendacjami.
–– Proszę, siadaj. Napijesz się czegoś?
–– Wody. –– Poprosiłam i uśmiechnęłam się lekko.
Kingsley Shacklebolt wyglądał na miłego człowieka o twardych zasadach. Podał mi wodę, usiadł za biurkiem i zaczął czytać papiery, które mu przekazałam.
–– Niesamowite –– mruknął czarnoskóry. –– Dyrektor Magicznej Ochrony. Jestem pod wrażeniem i kłaniam się.
–– Dziękuję –– odpowiedziałam grzecznie, mając zamiar kontynuować rozmowę, a w tym samym momencie do pomieszczenia wszedł ktoś jeszcze. Nie wszedł, a raczej wpadł.
Była to szczupła brunetka, po której od razu można było rozpoznać roztrzepanie. Mimo to miła w sobie coś tak pięknego, egzotycznego, że nie mogłam oderwać od niej wzroku. Wpadła zmachana i uderzyła drzwiami o wieszak, który stał w kącie pokoju. Zdusiłam chichot i popatrzyłam zdumiona na dziewczynę.
–– Kingsley! Na Merlina, chyba przychodzę w złym momencie –– mruknęła skruszona, uśmiechnęła się do mnie i usiadła na fotelu obok. Czarnoskóry zaśmiał się perliście i spojrzał na kobietę.
–– Przyszłaś w idealnym momencie Tonks. Poznaj Elenę Carter, twoją nową partnerkę –– wskazał na mnie.  –– Eleno, twoje referencje są idealne, lecz przed pracą w Wizengamocie muszę cię sprawdzić w terenie. Zakładamy, że Lord Voldemort ma już swoich zwolenników w Ministerstwie Magii, więc musimy być podwójnie czujni. –– Kiwnęłam głową na znak zrozumienia –– Tonks, mogłabyś oprowadzić Carter po naszym piętrze?
–– Jasna sprawa, Kingsley. Potem jeszcze do ciebie zajrzę. –– Uśmiechnęła się szeroko i od razu zaciągnęła mnie na zewnątrz.
–– Dlaczego Tonks? –– zapytałam szczerze zaciekawiona.
–– Bo nienawidzę swojego imienia. Moi rodzice musieli mieć zaćmienie mózgu, kiedy nadawali mi imię Nimfadora. –– Kobieta skrzywiła się. –– Opowiesz mi coś o sobie?
–– Oczywiście.
Nimfadora Tonks okazała się niesamowitą rozmówczynią. Od razu załapałyśmy dobry kontakt ze sobą, mimo że była młodsza niż ja. Rozmawiałyśmy o życiu, o moim życiu w Stanach, pracy jak i nawet życiu prywatnym. Czułam, że do dobry początek naprawdę dobrej relacji. Usiadłyśmy w kawiarence, która umieszczona była na górnym piętrze i piłyśmy kawę, a Tonks zaczęła mnie wdrążać we wszystkie sprawy związane z pracą. Przy okazji uśmiałyśmy się do łez, widziałam, że nadajemy na tych samych falach.
–– Nimfadoro... –– Do naszego stolika podszedł wysoki i krępy czarodziej.
–– Nie mów do mnie Nimfadora –– warknęła, a ku mojemu zaskoczeniu włosy kobiety zrobiły się momentalnie rude.
–– Jesteś metamorfomagiem? –– zapałam zdumiona.
–– Urodziłam się już z tym. –– Wzruszyła ramionami i spojrzała na mężczyznę. –– O co chodzi Dawlish?
–– Kiedy Moody ma zamiar wrócić? Nie wywiązuje się zbyt dobrze, że swoich obowiązków.
–– Moody wykonuje ważniejsze zadania, niż siedzenie w gabinecie i czekanie na ciebie, Dawlish –– warknęła Tonks. Nie spodziewałam się, że ktoś może zajść za skórę tak przemiłej osobie jak Tonks.
–– W końcu zasłuży na swoje –– odpowiedział wyniośle czarodziej i czym prędzej ulotnił się z pola widzenia rudowłosej.
–– John Dawlish –– wyjaśniła –– buc, z którym najlepiej nie mieć do czynienia.
Mogłam szczerze powiedzieć, że pierwszy dzień mogę zaliczyć do naprawdę udanych. Czułam to w kościach, że razem  Tonks naprawdę się zaprzyjaźnimy.

*

–– Zrobiłeś się jakiś markotny, Syriuszu. Co się dzieje? –– zapytała Emmelina, gdy wróciliśmy do Kwatery Głównej. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na przyjaciółkę, której spostrzegawczy wzrok nie opuszczał mojej twarzy.
–– Przypomniały mi się nasze lata szkolne –– odpowiedziałem zgodnie z prawdą, czując w sercu ścisk. –– Oddałbym wszystko Emma, by do nich wrócić.
–– Też często o tym myślę… –– powiedziała i podeszła do mnie kładąc rękę na barku. –– Jednak to co było już nie wróci, pozostają nam tylko piękne wspomnienia. Teraz mamy inne cele w życiu –– wytłumaczyła, a ja złapałem ją za rękę ściskając na znak zgody. Byłem pod ogromnym wrażeniem, jak ta kobieta zmieniła się przez te wszystkie lata. Stała się twarda, zdecydowana i pewna siebie. Naprawdę byłem z niej przeraźliwie dumny.
–– W takim razie… może zrobisz mi obiadek? –– zapytałem słodko przez co dostałem kuksańca w bok. Zaśmiałem się gardłowo, jednak po chwili wraz z Emmą skierowaliśmy się do kuchni, by zrobić posiłek. Vance zawsze była świetną kucharką.
Po skończonym posiłku zaczęliśmy sprzątać brudne talerze, gdy w framudze drzwi stanął nie kto inny jak Kingsley Shacklebolt. Uśmiechnąłem się do przybysza, podchodząc do niego i topiąc go w niedźwiedzim uścisku.
–– Witaj przyjacielu, co się sprowadza w moje skromne progi? –– Wskazałem gościowi na krzesło, które od razu zajął.
–– Prawdę mówiąc nic szczególnego. Byłem w pobliżu i stwierdziłem, że przyda ci się towarzystwo –– powiedział uśmiechając się.
–– Coś nowego w Ministerstwie? –– Emma podeszła do nas siadając na wolnym krześle.
–– Wszystko po staremu. Nadal inwigilujemy ludzi i mamy na wszystko oko, choć muszę przyznać, dziś trafił mi się prawdziwy majstersztyk. –– Schylił się ku nam, a my wytężyliśmy słuch. –– Kobieta nazywa się Elena Carter, przeprowadziła się dopiero co ze Stanów Zjednoczonych z wymiany czarodziejów, a była tam Dyrektorem Magicznej Ochrony.
–– Dyrektorem Magicznej Ochrony? –– Gwizdnęła Vance. –– Co ją tutaj sprowadza w takim razie? Bo na pewno to nie jest praca.
–– Och, Emma. Nie pytałem o jej życie osobiste –– mruknął z politowaniem Kingsley. –– Ważne jest to, że jeżeli się nie mylę, to możemy zdobyć naprawdę potężnego sojusznika. Gdy poznam ją bliżej, będę mógł coś więcej stwierdzić.
–– Potrzebna nam każdej silnej ręki do walki z Voldemortem –– przyznałem, a reszta kiwnęła głowami na znak zgody. –– Ładna jest? –– dodałem i automatycznie dostrzegłem jak Emma patrzy się na mnie z politowaniem.
–– Ładna. Nawet bardzo –– przyznał Kingsley posyłając mi uśmiech.
Oparłem się o krzesło, ciekawy kobiety, o której wspomniał mój przyjaciel. Prawdę mówiąc, on nigdy nie wspomina o osobach, z którymi przeprowadza rekrutację, zawsze jest tajemniczy i skryty. Ta dziewczyna musiała naprawdę wywrzeć na nim dobre wrażenie. Mam nadzieję, że niebawem uda mi się ją poznać bliżej, tutaj w Zakonie.
Kingsley posiedział do wieczora, po czym wrócił do swoich obowiązków. Emmelina również musiała dzisiaj w nocy iść na patrol, więc po raz kolejny zostawałem całkiem sam w tej zatęchłej ruderze. Nienawidziłem tego miejsca, tak samo jak rodziny, która w niej mieszkała. Mimo że w wakacje większość rzeczy udało nam się uprzątnąć i odnowić to nadal czułem przeogromną niechęć do tego mieszkania. Wiedziałem, że nigdy nie będę tutaj szczęśliwy. Przez moje brzemię uciekiniera Azkabanu, nie mogłem nawet pokazać się na ulicy, żyłem jak szczur, ukrywając się w tym budynku. Zdawałem sobie sprawę, że to dla mojego dobra, ale mimo wszystko chęć zrobienia czegokolwiek… ciągle światła mi w głowie niczym znak ostrzegawczy. Powstrzymywały mnie resztki silnej woli i Harry Potter, który zapewne po niesamowitej uczucie w Hogwarcie, kładł się spać w dormitorium razem ze swoimi przyjaciółmi. Wiele bym oddał, by ponownie mieć te naście lat.

Hope

Wsiadłam do pociągu i zaczęłam szukać wolnego przedziału. Wszystko było pozajmowane, każdy siedział ze swoimi przyjaciółmi i rozmawiali zapewne o wakacjach. Nagle drzwi jednego z przedziałów otworzyły się, a ja wpadłam na jakąś dziewczynę.
–– Uważaj jak łazisz –– warknęła. –– Chyba powinnaś dostać nauczkę…
Patrzyłam zszokowana i nie wiedziałam co odpowiedzieć. Czarnowłosa wyjmowała różdżkę, a ja cofnęłam się o krok.
–– Lepiej ze mną nie zaczynaj –– warknęłam niegrzecznie.
–– Nie radzę, Parkinson. Schowaj różdżkę, bo inaczej będę musiał odjąć punkty Slytherinowi. –– W tym momencie podszedła do nas czarnowłosa dziewczyna. Patrzyłam na jej poważny wzrok i charakterystyczną, azjatycką urodę. Dziewczyna, która mnie zaczepiła, chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała, odwróciła się na pięcie i z hukiem zamknęła przedział w którym siedziała ze znajomymi.
–– Musisz być nowa. –– Czarnowłosa uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie rękę. –– Jestem Cho Chang.
–– Hope Carter. –– Odwzajemniłam uśmiech, uścisnęłam dłoń i poczułam przyjemne ciepło.
–– Tak więc Hope, uważaj na siebie. Muszę cię przeprosić, obowiązki prefekta wzywają. –– Pożegnała się i poszła w swoją stronę.
Westchnęłam i ruszyłam dalej w poszukiwaniu miejsca. Zatrzymałam się i zauważyłam płomiennie rude włosy dziewczyny, która siedziała razem z trzema chłopakami. Otworzyłam drzwi i zajrzałam do przedziału.
–– Mogłabym się dołączyć? –– zapytałam.
–– Jasne, zapraszamy. –– Rudowłosa uśmiechnęła się do mnie i wskazała na miejsce obok siebie. –– Jestem Ginny Weasley, a to Michael Corner, Terry Boot i Anthony Goldstein.
–– Hope Carter. –– Uśmiechnęłam się lekko.
–– Skąd się przeprowadziłaś? –– zapytał Michael.
–– Ze Stanów Zjednoczonych.
–– Chodziłaś do Ilvermorny? Jak tam jest? –– zapytała zaciekawiona Ginny.
–– Normalnie. –– Wzruszyłam ramionami. –– Opowiecie mi coś o Hogwacie?
–– Mamy cztery domy, do którego przynależymy przez okres nauki. Ja jestem z Gryffindoru, a chłopaki z Ravenclawu. Jest jeszcze Hufflepuff i Slytherin, ale tam lepiej nie trafić. Mam nadzieję, że będziesz w moim domu. –– Uśmiechnęła się i puściła mi oko –– A jak u was wygląda Ceremonia Przydziału?
–– W Ilvermorny starsi uczniowie przyglądają się z okrągłego balkonu, a nowi uczniowie wypełniają okrągłą Salę Wejściową, gdzie znajdują się cztery posągi reprezentujące cztery domy. Ustawiają się dookoła ścian, a następnie są wywoływani, by stanąć na symbolu węzła gordyjskiego umieszczonego na środku. Gdy Horned Serpent chce danego ucznia, na jego czole rozświetla się zestaw kryształów. Wampus wybiera swoich uczniów rycząc. Thunderbird bije skrzydłami, natomiast Pukwudgie unosi strzałę.
–– Niesamowite. –– Westchnęła dziewczyna. –– U nas po prostu siadasz na stołku, a na głowę jest ci zakładana Tiara Przydziału. Na tej podstawie jesteś wybierana do któregoś z domów.
–– Brzmi łatwo. U nas też nie wolno było posiadać różdżki wcześniej niż pojawienie się w szkole –– mruknęłam. –– W dodatku na wakacje też musieliśmy zostawiać różdżki w szkole. W sumie czuję się pewniej, jeśli mam ją przy sobie.
Ginny Weasley okazała się przyjazną dziewczyną. Całą drogę rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się. Widziałam, że jej chłopak jest trochę poddenerwowany, że dziewczyna nie zwraca na niego uwagi tylko zajmuje się mną, ale całkiem szczerze jakoś mi to nie przeszkadzało.
Po jakimś czasie dojechaliśmy do Hogwartu. Wyszłam razem z Ginny i jej kolegami na zewnątrz, a przede mną w oddali pojawił się ogromny zamek. Robił większe wrażenie, niż zamek  usytuowany na szczycie góry Mount Greylock, ale wydaje mi się, że to tylko i wyłącznie przez rozmiar. Hogwart jest dużo większy. Doszliśmy do powozów, które czekały już na uczniów, a niewidzialna siła ciągnęła je aż do zamku. Odwróciłam się w bok i zauważyłam chłopaka, który wpatrywał się w... no właśnie, w co?
–– Harry, te powozy zawsze jadą same. –– Usłyszałąm, jak powiedziała brązowowłosa dziewczyna do swojego kolegi.
–– Nie widzicie ich? –– zapytał zdumiony.
Ginny popędziła mnie i razem wsiadłyśmy do powozu, a mój ciekawski wzrok nadal wędrował do czarnowłosego.
To musi być słynny Harry Potter.
Nawet u nas, w Nowym Jorku, dużo mówiło się o chłopcu, który przeżył. Lord Voldemort był niebezpiecznym czarownikiem, jak kiedyś Gellert Grindelwald w moim mieście.
Dojechaliśmy pod sam zamek, a następnie skierowaliśmy swoje korki do Wielkiej Sali. Rozglądałam się zaciekawiona i próbowałam zapamiętać każdy szczegół sali. Pożegnałam się z Ginny i podeszłam do reszty pierwszoklasistów, którzy stali przerażeni.
–– Mam nadzieję, że nie dostanę się do Slytherinu... –– szepnęła przerażona dziewczynka do swojej koleżanki.
–– Tam trafiają tylko źli ludzie –– dopowiedziała.
–– Witajcie kochani w nowym roku szkolnym! Mam przyjemność powitać nowych i jak i starych uczniów w naszej szkole. W tym roku szkolnym Opieki nad Magicznymi Stworzeniami poprowadzi profesor Grubby-Plank, ponieważ profesor Hagrid jest na razie niedysponowany. Chciałbym też serdecznie powitać nową panią profesor Dolores Umbrige, która obejmie stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarną Magią..
–– YHYM…
Cała sala zamilkła. Profesor Dolores Umbrige wstała, podeszła do kokpitu gdzie stał dyrektor i zaczęła długą przemowę, która wcale mi się nie podobała. Czułam, że coś z tą kobietą jest nie tak. Tym bardziej, że wygląda jak różowa landryna. Po skończonej mowie szanowna pani profesor dostała oklask tylko i wyłącznie ze stołu, gdzie siedzieli uczniowie w szatach z akcentem zieleni.
To musi być Slytherin.
Przed nami stanęła wysoka i szczupła czarodziejka, która w dłoniach miała pergamin.
–– Jestem profesor McGonagall. Kogo wyczytam, ten podchodzi i siada na stołek –– powiedziała twardo i zaczęła wyczytywać imiona i nazwiska z listy –– Bubble Danny!
–– Gryffindor! –– krzyknęła Tiara, a stół Gryfonów rozległy brawa.
–– Bape Taylor!
–– Huffelpuff!
–– Carter Hope! –– Wyczytała profesor McGonagall, a ja ze ściśniętym sercem podeszłam do stołka i usiadłam.
Hmm.. Widzę ogromne ambicję.. A także lojalność, taaak... lojalność. Zaradność, odwaga.. Naprawdę bardzo trudna decyzja..
–– Slytherin!
Spojrzałam na uczniów należących do tego domu. Świetnie. Trafiłam do domu złych ludzi. To będzie najlepszy albo najgorszy rok w moim życiu.
Podeszłam do stołu, gdzie wszyscy patrzyli na mnie z wrogością. Nie przejęłam się tym, lecz usiadłam na pierwszym lepszym miejscu i zaczęłam jeść. Uczta Powitalna była niesamowita, tak wiele potraw nie widziałam nawet na oczy. Próbowałam wszystkich dań jakie tylko było mi dane wepchnąć w siebie, a po skończonej Uczcie poszłam razem z resztą Ślizgonów do lochów, gdzie był ich Pokój Wspólny. W IIvermorny, należałam do  Pukwudgie, więc dlaczego Tiara przydzieliła mnie właśnie tutaj? Udałam się do dormitoriów i zaczęłam szukać swojego imienia i nazwiska, które po przydzieleniu od razu powinno pojawić się na drzwiach. Spojrzałam na pierwsze lepsze, na których było napisane:

Carrow Flora
Carrow Hestia
Carter Hope
Greengrass Astoria
Murton Adelajda

Westchnęłam głośno i otworzyłam drzwi dormitorium. Wszystkie współlokatorki spojrzały na mnie wyczekująco, gdy weszłam do środka.
Wprost przede mną stała nieziemsko piękna blondynka, wysoka, smukła, wyglądała tak arystokratycznie, że poczułam się przy niej jak zwykły nie-mag. Patrzyła na mnie wyniośle i czekała na to aż coś powiem.
–– Cześć, ja…–– zaczęłam, ale blondynka mi przerwała.
–– Hope. Umiem czytać –– powiedziała. Uniosłam rozbawiona brwi, czekając na małą konfrontację ze strony blondynki. –– Jestem Adelajda Murton, a to Flora i Hestia Carrow i gorsza z rodzeństwa Greengrass, Astoria –– zaakcentowała na co brunetka tylko wywróciła oczami.
Astoria Greengrass była ładną brunetką, lecz na pierwszy rzut oka trochę zagubioną. Nie wyglądała na szczęśliwą, a uwaga blondynki tylko ją rozzłościła.
Flora i Hestia Carrow to bliźniaczki, które wyglądały na wielce znudzone. Nie odzywały się do nikogo słowem poza sobą, a ich miny wyrażały ciągłe niezadowolenie.
Położyłam się na swoim łóżku i wpatrywałam w sufit. Nie byłam na tyle zmęczona, by iść spać, jednak z moimi nowymi koleżankami też za bardzo nie miałam ochoty rozmawiać.
–– Wychodzę –– zakomunikowała Adelajda. –– Mam nadzieję, że Blaise już na mnie czeka! –– zaświergotała i wybiegła z dormitorium. Patrzyłam jeszcze przez chwilę na drzwi po czym zauważyłam, że w dormitorium zostałam sam na sam z Astorią.
–– Ona tak zawsze? –– zapytałam brązowowłosą. Nie odpowiedziała, więc spojrzałam na dziewczynę. –– Dobrze się czujesz?
–– Skąd pomysł, że czuje się źle? –– prychnęła nagle.
–– Słuch też nie najlepszy? –– Odwróciłam się z zamiarem dalszego wpatrywania w sufit. Musiałam spotkać się z dyrektorem Hogwartu i porozmawiać na temat mojej przypadłości.
–– Przepraszam. Bycie miłym rzadko się tutaj zdarza, ale sama się o tym przekonasz –– mruknęła. –– Skąd jesteś?
Rozmawiałyśmy dosłownie godzinami. Dowiedziałam się o złej sławie, która krąży o domie węża, o rodzinie Astorii i jej starszej siostrze Dafne, z którą nie ma najlepszych kontaktów, o idei czystości krwi, która dla Ślizgonów ma priorytetowe znaczenie, a także wiele innych i ciekawych informacji.
–– Masz może ochotę na Ognistą? –– spytała mnie i pochyliła się, by znaleźć pod łóżkiem schowaną butelkę z Ognistą Whisky.
–– Zawsze –– powiedziałam. Siedziałyśmy na moim łóżku i podśmiewałyśmy się z sióstr Carrow. Okazuje się, że są niezmienne od lat i zawsze chodzą z naburmuszoną miną.
–– Masz tylko mamę? –– Astoria spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
–– Tak. Nigdy nie poznałam swojego ojca. ––  Zacięłam się na chwilę.
–– Nie wiesz kto nim jest? –– spytała zdziwiona.
–– Moja mama miała wypadek. Straciła pamięć. –– Wyjaśniłam, a brązowowłosa nie kontynuowała tematu.
–– Hope… Ciekawe imię –– zagaiła uśmiechając się lekko.
–– Moja mama uwielbia dramatyzować. –– Parsknęłam śmiechem, a brązowowłosa uczyniła to samo. Było już późno, kiedy postanowiłyśmy się położyć. Myślałam o tym jak moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Uwielbiam Stany Zjednoczone i tęsknie za swój watahą, ale sama chciałam zmiany.
I mam nadzieję, że ta zmiana wyjdzie na lepsze.
Rano obudziły mnie podniesione głosy dwóch dziewczyn. Odsłoniłam kotarę i spojrzałam na winne owych hałasów.
–– Nie mam ochoty z tobą rozmawiać –– warknęła Astoria. –– Jesteś idiotką, skoro sądzisz, że ktoś taki jak Zabini, który widzi tylko czubek własnego nosa, mógłby mnie zainteresować.
–– Ostrzegam cię, nic więcej –– odparowała blondwłosa. –– Dafne powiedziała…
–– Słuchaj jej, a na pewno dobrze na tym wyjdziesz –– zasyczała Astoria.
Murton wpatrywała się przez chwilę w dziewczynę, po czym wyszła z dormitorium z podniesioną głową. Spojrzałam na Astorię, która tylko machnęła ręką. Zrozumiałam, że nie chce o tym rozmawiać. Udałam się do łazienki, by przygotować się na śniadanie, a po pewnym czasie razem z Astorią ruszyłyśmy w stronę Wielkiej Sali. Po drodze wpadłam na chłopaka, który od razu rzucił mi się mocno w oczy. Wysoki, szczupły, a dołeczki w policzkach dodawały mu uroku. Brązowowłosy uniósł brwi zaciekawiony, podśmiewając się z mojej miny.
–– Bądź uważniejsza, bo ten dom pożre cię żywcem. –– Uśmiechnął się do mnie, a ja ponownie zapatrzyłam się z jego uśmiech. Chwilę później zniknął mi z oczy, a Astoria popędziła mnie, tłumacząc się głodem. Obawiałam się chodzić sama po korytarzach Hogwartu, bo byłam pewna, że prędzej czy później zgubię się. Idąc zawiłymi korytarzami niespodziewanie trafiłyśmy na dwie starsze Ślizgonki.
–– Widzę, że znalazłaś sobie w końcu koleżankę, wygląda niemrawo –– zaczepiła nas blondynka i spojrzała wyzywająco.
–– To Dafne i jej przyjaciółeczka Pansy –– wyjaśniła Astoria wpatrując się z wrogością w siostrę.
–– Poznałyśmy się w pociągu –– warknęła czarnowłosa patrząc na mnie. –– Chodzić nie umie, miałam ją nauczyć, ale Chang się pojawiła…
–– Lepiej uważajcie –– zagroziła Dafne i odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia.
–– Może i jestem nowa, ale nie będziesz mi grozić, zrozumiałaś? –– powiedziałam wściekła i skierowałam się w stronę Wielkiej Sali.
Astoria dogoniła mnie i uśmiechnęła się krzepiąco. Domyślam się, że nie jest to dobry początek szkoły, ale nie pozwolę sobie, żeby jakaś zołza dyktowała mi warunki. Nie ważne kim jest ani za kogo się uważa.
Po zjedzonym śniadaniu udałyśmy się na Zielarstwo,a potem na naszą pierwszą lekcję Obrony przed Czarną Magią. Weszłyśmy do klasy, zauważyłam Ginny, która pomachała mi na co uśmiechnęłam się do niej i też odmachałam. Astoria spojrzała na mnie z ukosa, ale nie odezwała się. Chwilę później do klasy weszła profesor Umbrige, która wyglądała tak paskudnie jak dzień wcześniej. Różowy garnitur opinał jej pulchne ciało, a pierścionki ledwo mieściły się na jej grubych palcach.
–– Proszę schować różdżki! –– zawołała przesłodzonym głosem.
Że co?
–– Pani profesor, dlaczego.. –– zaczęła Ginny, ale Umbrige szybko przerwała jej wypowiedź.
–– Na moich lekcjach uczniowie podnoszą rękę! –– pouczyła, a las rąk momentalnie wystrzelił w górę.
–– Proszę! –– Wskazała na drobniutką szatynkę.
–– Pani profesor, nie będziemy używać różdżek?
–– Będziemy uczyć się z podręczników w całkowicie bezpieczny sposób –– oznajmiła uśmiechając się słodko –– Ministerstwo Magii stwierdziło, że standardy, które panowały w tej szkole powinny być natychmiastowo zmienione..
–– Jak to przygotuje nas do życia poza szkołą? –– wypaliłam zdenerwowana.
–– Nie widzę uniesionej ręki –– zaakcentowała powoli wpatrując się we mnie –– Jak się nazywasz, drogie dziecko?
–– Hope Carter –– odpowiedziałam nie spuszczając z niej wzroku –– i uważam, że nie używanie czarów nie przygotuje nas ani do egzaminów ani do przyszłego życia, tym bardziej, że Voldemort wrócił.
Wszyscy obecni wpatrywali się we mnie skonsternowani. Wiedziałam, że większość Ślizgonów popiera największego czarnoksiężnika wszechczasów, ale na pewno nie ja. Moja mama od lat walczy z jego zwolennikami, a to że trafiłam do Slytherinu nie pozbawia mnie osobowości i dążenia do pokonania Czarnego Pana.
–– Tak więc panno Carter, widzę, że propagujesz poglądy samego Pottera, dlatego też przyjdziesz razem z nim na szlaban, dziś do mojego gabinetu –– warknęła Umbrige tracąc nad sobą panowanie. –– Sami–Wiecie–Kto wcale nie wrócił. A teraz cisza! Otwórzcie książki na stronie..
Nie słucham dalszego monologu nauczycielki. Byłam wściekła, że ktoś taki chce narzucić nam zasady, a w dodatku za prawdę dostałam szlaban. To, że Ministerstwo nie chce uwierzyć w jego powrót, nie znaczy, że tak się nie stało. Nawet w Stanach było o tym głośno, a gdy zapytałam mamy czy to prawda, powiedziała święcie przekonana, że tak. Domyślała się, że prędzej czy poźniej Lord Voldemort odrodzi się, by znów zabijać.
Po skończonej lekcji wstałam i nie zważając na nikogo wyszłam z sali. Słyszałam wiele szeptów, a moje dzisiejsze zachowanie rozniosło się echem po całej szkole. Tak samo jak zachowanie samego Harry’ego Pottera. Uczniowie szeptali za plecami, niedowierzając, że Ślizgona mogła obrazić Czarnego Pana.
No cóż, mogła.
Wieczorem szłam rozległymi schodami, które co chwila zmieniały położenie. Nie wiedząc kiedy znalazłam się na siódmym piętrze. Rozglądałam się po korytarzu, ale nie widziałam zbyt wielu uczniów, zapewne większość siedziała w swoich Pokojach Wspólnych, jednak ja nie miałam na to najmniejszej ochoty. Wiedziałam, że swoimi przekonaniami zostanę potępiona przez innych uczniów mojego domu, ale nie przejmowałam się tym. Byłam po prostu sobą.
–– Znów się spotykamy, Hope. –– Usłyszałam głos i odwróciłam się do rozmówcy.
Przede mną stał chłopak, którego spotkałam przed śniadaniem. Schludny, postawny, wpatrywał się we mnie uśmiechając się lekko, a moje serce zabiło szybciej.
Dlaczego przy nim czuje się tak.. dziwnie?
–– Skąd wiesz jak się nazywam?
–– To twój pierwszy dzień tutaj, myślisz, że nikt o tym nie wie? Charles Lestrange, w skrócie Chuck. –– Chłopak podszedł do mnie i wyciągnął rękę.
–– Charles brzmi ładniej –– wymsknęło mi się.
–– Tak myślisz? –– zaśmiał się –– Słyszałem o twoich dzisiejszych ekscesach.
–– Chyba wszyscy o tym słyszeli –– mruknęłam.
–– Nie jesteś typową Ślizgonką –– stwierdził przyglądając mi się.
–– Wygląda na to, że nie –– odpowiedziałam.
–– Chuck, wszędzie cię szukam, a ty… –– Podeszła do nas czarnowłosa dziewczyna i spojrzała na mnie nieprzyjemnie. –– Koniec pogaduszek, zbieraj się –– rozkazała i wpatrywała się we mnie dłuższą chwilę. Potem odwróciła się na pięcie, popędzając brązowowłosego.
–– Moja siostra, Leta. Potrafi być bardziej niż upierdliwa –– skomentował z zadziornym uśmiechem. –– Uważaj na siebie, Hope. –– Puścił mi oko i odwrócił się, by dogonić swoją siostrę. Westchnęłam głośno i patrzyłam jak odchodzą, a potem skierowałam się na dół, by znaleźć gabinet Umbrige.
Gubiąc się parę razy trafiłam w końcu pod gabinet różowej ropuchy. Zapukałam i usłyszałam krótkie Wejść. Pokój Umbrige był tak samo paskudny jak ona. Wszystkie ściany były różowe, a na nich powieszone były talerze z kotami. Mnóstwem kotów. Harry był już w pomieszczeniu i stał przed biurkiem. Od razu dało się wyczuć napiętą atmosferę.
–– Skoro oboje już jesteście przejdę do rzeczy –– zaczęła. –– Dziś będziemy pisać. Usiądźcie sobie, o tam. –– Wskazała na mały stoliczek z dwoma krzesłami, na którym były dwa puste pergaminy –– A teraz... –– kontynuowała, gdy zajęliśmy swoje miejsca –– o nie nie, nie wyjmujcie piór. Macie tutaj moje –– zaświergotała. –– Panie Potter proszę pisać Nie będę opowiadał kłamstw i panno Carter Nie będę opowiadała kłamstw.
–– A ile razy? –– zapytał Harry.
–– To zależy. –– Uśmiechnęła się sztucznie i wróciła do swojego biurka.
Jak powiedziała tak zrobiliśmy. Po chwili pisania poczułam mocne pieczenie na prawej ręce. Im dłużej pisałam tym ból stawał się silniejszy. Spojrzałam na dłoń i to co zobaczyłam przeraziło mnie.
Nie będę opowiadała kłamstw.
Wyryte słowa coraz głębiej raniły moją dłoń. Zauważyłam, że czarnowłosy też krzywi się co chwilę, ale uparcie pisze dalej. Nie chciał dawaj Umbrige satysfakcji. Po dwóch godzinach wyszliśmy z gabinetu i spojrzeliśmy się na siebie. To było nieludzkie. Ręka piekła mnie niemiłosiernie, a krew nadal się z niej sączyła.
–– Okropne babsko –– stwierdziłam i spojrzałam na chłopaka.
–– To dopiero początek –– oznajmił i wpatrywał się w słowa wyryte na dłoni Nie będę opowiadał kłamstw. –– Możesz mieć kłopoty, Ślizgoni to paskudni.. eee.. wybacz –– zmieszał się i podrapał po głowie.
–– Nie szkodzi. Zdążyłam zauważyć, że nikt nie pała do nich sympatią. Szczerze mówiąc, ja też nie. –– Zaburczało mi w brzuchu.
–– Już po kolacji, ale jeśli chcesz mogę iść z tobą do kuchni. Zgredek na pewno coś nam da. –– Harry uśmiechnął się.
–– Jasne, czemu nie –– odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.
Nigdy z nikim nie rozmawiało mi się tak lekko i przyjemnie. Zawsze miałam lepsze kontakty z mężczyznami niż kobietami, ale nigdy jeszcze nie spotkałam tak niebywałego rozmówcę jak Harry. Czułam jakbyśmy byli do siebie bardzo podobni, prawie jak rodzeństwo. W IIvermorny nigdy do nikogo nie czułam czegoś takiego. Nie pod względem pożądania, a czystej sympatii. Doszliśmy do portretu za którym mieściła się kuchnia, czarnowłosy podał hasło i weszliśmy do środka, gdzie pracowało mnóstwo skrzatów domowych.
–– Harry Potter! –– krzyknął skrzat, który wyglądał inaczej niż wszystkie.
–– Zgredku, poznaj Hope –– przedstawił mnie, a ja uśmiechnęłam się miło.
–– Przyjaciele Harry’ego Pottera są moimi przyjaciółmi!
–– Zgredku, zostało może jeszcze coś z kolacji? –– zapytał czarnowłosy.
–– Dla Harry’ego Pottera zawsze! –– Ukłonił się i chwilę później popędził przygotować nam zapewne coś do jedzenia.
Usiedliśmy przy stole, a inne skrzaty spoglądały na nas podejrzliwie. Harry był zabawny, szczery, ale przy tym całkowicie normalny mimo swojej sławy na całym świecie.
–– Poznałaś już Draco Malfoya?
–– Jeszcze nie miałam tej nieprzyjemności –– odpowiedziałam na co chłopak zaniósł się gromkim śmiechem.
–– Szczęściara –– mruknął, a ja zaśmiałam się widząc jego minę. Zjedliśmy ciepły posiłek, podziękowaliśmy Zgredkowi i udaliśmy się z powrotem do swoich Pokoi Wspólnych. Harry odprowadził mnie do samego wejścia do lochów.
–– Widzę, że wiesz gdzie dokładnie znajdują się lochy Slytherinu –– zauważyłam i spojrzałam na niego pytająco.
–– To dłuższa historia –– odpowiedział –– Do zobaczenia, Hope. Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy.
–– Trzymaj się Harry. –– Uśmiechnęłam się lekko, a chłopak odwzajemnił mój uśmiech i poszedł w swoją stronę. Harry Potter był interesującą osobą. Intrygował mnie i naprawdę chciałam z nim spędzić więcej czasu. Najpierw Charles. Teraz Harry.
To był dopiero pierwszy dzień szkoły, prawda?

Od Autorki,
Hej, kochani! Chciałam w tym rozdziale chociaż trochę przybliżyć Hope. Zastanawiam się, czy może czasem nie dodawać czegoś jej okiem. Tutaj chciałam dać wam taki smaczek. Co o tym uważacie? W następnym rozdziale będzie więcej Dorcas i Syriusza, bo ten wiem, że pochłonęła Hope:)

9 komentarzy:

  1. Hej!
    Idziesz jak burza ze wstawianiem, ale to bardzo dobrze, bo mam, co czytać :)
    Zacznę od tego, że jak zauważyłam fragment o Hope, to się zdziwiłam, bo jednak myślałam, że to nadal będzie tylko Dorcas i Syriusz. Poczytałam, poczytałam i no takie meh... Nie zrozum mnie źle, ale wydaje mi się, że w całej mojej historii szusowania po internetach (czyli jakieś dwanaście, trzynaście lat) przeczytałam tylko jednego bloga, gdzie akcja toczyła się w latach, gdy Harry był właśnie w szkole. :D
    Ale dam szansę fragmentom z Hope, chociaż nosz kurde. Slytherin :( Ale widzę, że jest Astoria, także daję jej szansę, w końcu potem Greengrass była żoną Malfoy'a i nawet nie miała średniowiecznych poglądów. No i też, fajnie, że Hope jest świadoma, że źle trafiła.

    Co do Dorcas, to ojeju! Po pierwsze, to jestem zdziwiona, że Moody jest nadal Szefem Biura Aurorów. Propsy za Tonks i Royala <3 <3
    Hm... W sumie jedynie, co bym się tak trochę czepiała, to tego, że Kinsgsley gadał przy niej o Voldemorcie, a przecież Ministerstwo było zdania, że to Dumbledore chce przejąć władzę, i Voldemort przecież zginął i im nie zagraża.
    Rozumiem chęć poznania jej i ewentualnego wciągnięcia do Zakonu, no ale na tym etapie to trochę się wyrwał.

    Syriusz niby jest już dorosły, wiadomo, że swoje przeżył, ale to czasami jeszcze taki dzieciak :p :p
    Podoba mi się więź jaką ma z Emmą. Podoba mi się też zmiana, jaka w niej zaszła. Jednak wojna odciska swoje piętno i zmienia ludzi, i teraz nie mogę się doczekać Remusa, bo książkowy dorosły Remus był cudownym facetem!

    Mam nadzieję, że Dorcas wciągnie się w Zakon i szybko ogarną, że to ona :)
    Ogólnie, włączając rozdział, czuję się jak na tykającej bombie, bo za cholerę nie wiem, czy będzie kanonicznie, czy nie i obawiam się, tego co będzie w poście :P
    Jednak ja już chcę, żeby oni byli razem, Peter został schwytany, a imię Syriusza oczyszczone ze wszelkich zarzutów. :) Czy ja naprawdę proszę o tak wiele? :D

    Życzę duuuużo czasu i jeszcze więcej weny!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,

      Stwierdziłam, że dopóki mogę wstawiać, robię to. Nie ufam sobie do końca, bo jeszcze boje się że w ogóle przestanę… ale mam nadzieję, że to nie problem ;)
      Wiedziałam, że tym zaskoczę, ale tak jak powiedziałam, chciałam, żebyście bliżej ją poznali. Ja też nie czytam często o nich, tak szczerze, ale… coś mnie natchnęło i pasuje mi do mojej historii, mam nadzieję, że z czasem również i to cię zainteresuje! Specjalnie nie chciałam, żeby to był Gryffindor! Hope będzie stawiana przed wieloma trudnościami, a Astoria będzie miała na nią też duży wpływ.

      Tak, Moody u mnie nadal jest i walczy! Tym bardziej, że to on pomagał Tonks zostać Aurorem, jakoś pasował mi. Masz rację, Kingsley zawsze jest ostrożny, a tym razem… zawrócił mu ktoś w głowie… ;D Cały Syriusz. Sami doskonale to wiemy z właśnie Zakonu Feniksa i ta jego lekkomyślność czasem… ale to właśnie też ma w nim urok!

      Ha ❤ Tykająca bomba to trafne określenie. Dużo mam dzisiaj tych próśb do spełnienia widzę… Co mogę zdradzić?
      „Jednak ja już chcę, żeby oni byli razem, Peter został schwytany, a imię Syriusza oczyszczone ze wszelkich zarzutów. :) Czy ja naprawdę proszę o tak wiele? :D” Wiele! Postaram się❤

      Dziękuję,
      Pozdrawiam.
      A. ❤

      Usuń
  2. Jejciu, dziewczyno, szalejesz! :D Nowy rozdział tak szybko! I widzę, że kolejny w połowie napisany :D Podziwiam :D
    Aż mam ochotę sama wstawić swój zapas na bloga, ale ćwiczę silną wolę XD

    Zacznę od Dorcas :) Miło, że poznała Tonks. Swoją drogą to powiem Ci, że spodobała mi się rola Phoebe jako Nimfadory :) Może dlatego, że właśnie Nimfadorę wyobrażałam sobie jako taką dziewczynę o delikatnej urodzie, a Natalia Tena takowej nie miała i nigdy tak do końca nie byłam do niej przekonana :/
    Co do Syriusza i Emmaliny (napisałam "Damona i Bonnie", ale w porę ogarnęłam błąd XD), to bardzo podoba mi się ich przyjaźń <3 On stracił Dorcas, ona Willa :( Cieszę się, że się dogadują tak dobrze.
    I dobrze, że nie było Hestii! Z całym szacunkiem, nic do niej nie mam, no ale no XD Do niej przy boku Syriusza już tak :D
    Fragmentu opowiadanego z perspektywy Hope się nie spodziewałam, ale jestem miło zaskoczona :) Muszę przyznać, że trochę się obawiałam, iż będę ją za bardzo identyfikować z Hope Mikaelson (bo jednak imię i jeszcze aktorka), ale właśnie o dziwo nie mam problemu z rozróżnieniem ich :)
    Szkoda, że trafiła do Slytherinu #teamGryffindor, ale no jednak nie wszyscy Ślizgoni są źli, więc aż tak mi to nie przeszkadza. Postać Astorii - miło, że się zakolegowały. Z początku jak wprowadziłaś Charlesa Lestrange'a, to miałam na twarzy takie #WTHKol???, a później jeszcze Letę, to już całkowicie w głowie mi się popierdzieliło, hahahah :D Przez chwilę nawet przeszło mi przez myśl, że może Hope i Charles... Wtedy było #takzwujkiemniemożna??? I tak w ogóle mi to nie siadło. Później jednak uświadomiłam sobie, że przecież Hope jako córka Syriusza jest blisko spokrewniona z Lestrange'ami, więc tak trochę kamień z serca mi spadł. Fragmenty z Harrym były dla mnie dużo łatwiejsze z oczywistych powodów :P

    A teraz moja lista próśb:
    1. Syriusz i Dorcas się spotkają i będzie chemia i powtórka z rozrywki z czasów szkolnych
    2. Więcej Remuuuuuuuuusa (obiecałaś!)
    3. Remus i Tonks
    4. Syriusz nie zginie kanonowo
    5. Gwardia Dumbledore'a!!!

    Dziękuję za uwagę :D I pozdrawiam :D Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,

      Jak już tłumaczyłam, boję się, że jak przestanę to znów będziecie musieli długo czekać… :( cała ja!

      Mam identyczne uczucia co do Tonks. Ja również zawsze kojarzyłam ją z uśmiechem, naturą, pozytywną aurą, a w filmie u niej tego nie dostrzegłam. Phoebe robi tutaj robotę. Jej uroda jest magiczna. Syriusz i Emma bardzo są za sobą, mam nadzieję, że to będzie widoczne. Przepraszam, ale Hestia w następnym rozdziale już będzie… :O

      Cieszę się, że fragment co do Hope się podobał, mam zamiar wprowadzenia jej trochę, by wszyscy mogli ją poznać. Chcę pokazać też Slytherin trochę z innej strony. Nie mogło być tak pięknie, by trafiła do Gryffindoru!
      Charles i Hope. Zdziwisz się...
      Harry i Hope. Zdziwisz się...

      I kolejne prośby… Postaram się spełnić część z nich. ❤
      ale nie obiecuję, au :(

      Dziękuję,
      Pozdrawiam.
      A. ❤

      Usuń
    2. I w takich właśnie momentach aż mnie skręca i nie mogę się rozdziału doczekać :P

      Usuń
  3. Fragment z Hope! ^*^
    Więcej takich fragmentów, tylko nie zapominaj o Dorcas i Syriuszu < 33
    Jejku, jejku, jejku ile tu nowych super postaci! *-*
    No i spotkanie Harrego z Hope ♥
    Ale żeby Hope do Slytherinu?! *0*
    Najważniejsze, że zdaje sobie z tego sprawę i nie zbyt była z tego usytakcjonowana xD
    Tak patrzę na komentarze i widzę, że każdy zawiera jakieś prośby xD
    A skoro każdy, to ja też będę taka, a co! XD
    No to tak...
    Ekhem:
    Doriusz < 33 Żeby było inaczej niż w książce *_* żeby poznali Elenę (a najlepiej żeby Dorcas pamięć wróciła xD)
    TYLKO MI NIE ZABIJAJ ICH! ;_;
    Czekam niecierpliwie na next i życzę dużo wenki! :***
    ♥Pozdrawiam♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,

    O Dorcas i Syriuszu oczywiście, że nie zapomnę! Hope będzie im po prostu towarzyszyć trochę :)
    Hope w Slytherinie nie widzi siebie, ale jeszcze się zdziwi.. Harry i Hope będą również tutaj kraść serce :)

    Prośby… ❤ Powiem to samo, ale naprawdę postaram się je spełnić. ❤
    ale nie obiecuję, au :(

    Dziękuję,
    Pozdrawiam.
    A. ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy wspominałam już, że kocham Emmę i Syriusza? Toż to cudowna dwójka. No ale do rzeczy. Nie przestaniesz mnie chyba zaskakiwać. Hope w Slytherinie... Będzie niezwykle ciekawe doświadczenie. No i już widać charakterek po rodzicach umie dziewczyna pokazać pazurki! Zupełnie zapomniałam że piąty rok Harry'ego oznacza tę jędzę, ale przynajmniej Harry i Hope mieli możliwość się poznać. Czekam z niecierpliwością na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,

      Tak❤ wspominałaś! Oni będą zaskakiwać!
      Oj umie, umie... Hope będzie miała dużo do powiedzenia :)
      Dolores ?! Oj tak!

      Dziękuję,
      Pozdrawiam.
      A. ❤

      Usuń

Witaj nieznajomy... ;)
Jeśli już tu jesteś, zostaw proszę ślad po sobie.
Będzie mi niezmiernie miło wiedzieć, co sądzisz o mojej twórczości.
Pozdrawiam i zachęcam do czytania,
Adaline