Marlena
McKinnon siedziała przy stole w swojej przestronnej jadalni z założonymi rękoma
na klatce piersiowej. Ciskała piorunami w mężczyznę siedzącego naprzeciwko
niej, którego kochała ponad wszystko nad życie. Angus Campbell, jej narzeczony
oraz przyszły mąż wpatrywał się w nią z uśmiechem na ustach. Nie uciekał przed
wrogim spojrzeniem ukochanej, lecz trwale wytrzymywał wszystko, co zaserwuje mu
blondwłosa.
––
Kochanie… –– mruknął w końcu Angus, nie przerywając kontaktu wzrokowego z
kobietą. –– Nie złość się, proszę.
Marlena prychnęła i odwróciła głowę,
nie zmieniając swojej pozycji.
––
To chłopiec –– powiedziała chwilę potem głosem nie przyjmującym sprzeciwu.
––
Dziewczynka –– odpowiedział rozbawiony mężczyzna.
––
Mam brzuch. Wiem lepiej. –– Nie dawała za wygraną.
––
Mam nadzieję, że nie będzie tak uparta jak ty. –– Mężczyzna powstrzymywał się,
by nie wybuchnąć śmiechem.
––
Uparty, jeśli już –– poprawiła blondwłosa.
Angus
wstał, podszedł do kobiety i uklęknął przy niej, łapiąc ją za dłoń. Wpatrywał
się w jej oczy, aż z jego ust samoistnie
zaczęły wypływać słowa.
Wciąż jesteś przy mnie...
Wszelki dźwięk i ruch tak zwykły
Jak schylenie czoła ku rękom
Trzepot powiek i cichy uśmiech
zamyślenia - to jesteś ty...
Milczenie ust
Puls serca
I pieszczota dłoni nie chwycą
ciebie
Ani słowo
Które w przemożny rośnie rytm
I jakby falą i ciemnością ogarnia
mnie...
Więc smutek gorycz tęsknota -
Czyż naprawdę jestem struną
Na której ból mijania w dźwięk się
przewija?
Tylko jedna ty
Kiedy schylasz się nade mną
Uważnie patrząc w moje oczy
Uciszasz drżenie i mój ból
I chociaż Ciebie nie ogarnę
Słowem i gestem
Jest mi dobrze
I mówię ci po prostu
Jesteś…
––
Skarbie…
––
Kocham cię, ty głupia zołzo. –– Campbell wpił się zachłannie w usta swojej ukochanej,
która w mgnieniu oka oddała pocałunek.
––
Ralph. Ładnie imię, prawda? –– zapytała kobieta, gdy tylko złapała oddech.
Angus parsknął śmiechem, kręcąc głową z niedowierzaniem.
––
A Leta? –– Nie poddawał się,
––
Ralph.
––
Gdy spędziliśmy pierwszy wieczór razem… –– Angus usiadł na krześle i
przyciągnął kobietę do siebie. Lena siedziała na kolanach narzeczonego i
wpatrywała się zaciekawiona. –– W Hogwarcie zorganizowany był bal, pamiętasz?
––
Jakbym mogła zapomnieć. –– Kobieta wywróciła oczami. –– Zostałam królową balu!
–– Campbell roześmiał się i mocniej objął blondwłosą.
*
Przebrałam się po raz trzeci, a moje oczy wyrażały
panikę. Wszystkie sukienki były dla mnie zbyt zwyczajne, mało urokliwie i nie
dawały przewagi, którą zawsze uwielbiałam odczuwać. Pochodzę z rodziny
McKinnon, wszyscy musimy świetnie wyglądać. Zawsze.
Warknęłam, odwracając się wokół własnej osi.
Patrzyłam w lustro, gładząc materiał sukienki, którą na siebie założyłam. Do
jasnej cholery! Co jest ze mną nie tak?
–– Lena, wyglądasz oszałamiająco. –– Moja
przyjaciółka Mary podeszła do mnie i wpatrywała się w długą, niebieską kreację,
którą aktualnie przyodziałam. –– Zwalisz wszystkich z nóg.
–– Pobożne życzenie –– wypaliłam. –– Mary, coś jest
nie tak.
–– Prócz twojej głowy wszystko jest na miejscu. ––
Do pokoju wparowała Dorcas, rzucając komentarzem w moją stronę. Uniosłam brwi
do góry, a przyjaciółka uśmiechnęła się kpiąco. –– Sukienka jest idealna ––
powiedziała szczerze i podeszła do mnie. Sama miała na sobie długą, różową
sukienkę, która świetnie na niej leżała. –– Co ci w niej nie pasuje? –– W tym
momencie z łazienki wyszła Lily, mając na sobie sukienkę koloru ciepłego brązu.
–– Wow, Marlena! Jak ja ci zazdroszczę, że zawsze
musisz wyglądać tak świetnie… –– skomentowała rudowłosa. Uśmiechnęłam się
dumnie pod nosem, przestając zawracać sobie głowę tym, czy aby na pewno dobrze
wyglądam. Nikt, jak moje najlepsze przyjaciółki, nie potrafił powiedzieć mi
tylu wspaniałych słów. Za to właśnie je kochałam.
–– W takim razie do dzieła! Korona królowej balu
będzie należała do mnie. –– Puściłam oko, a dziewczyny roześmiały się szczerze.
Wyszłyśmy ze swojego dormitorium, kierując się do
Wielkiej Sali. Postanowiłyśmy iść same w czwórkę i świetnie się bawić, by żaden
facet nie zespół nam tego wieczoru. Ten bal miał należeć do nas i miałyśmy
zamiar świetnie się na nim bawić.
Wielka Sala była ozdobiona na prawdziwie królewski
styl. Mężczyźni w garniturach wyglądali oszałamiająco, a długie kreacje
dziewczyn robiły wrażenie na każdym. Wokoło ustawione były stoły, nakryte
złotymi obrusami, a na środku znajdowało się miejsce do tańca. Na scenie,
znajdującej się na samym środku, grał zespół. Pisnęłam podekscytowana i
złapałam za rękę Mary, która uśmiechnęła się do mnie promiennie. Widziałam, że
trochę to wszystko ją przytłacza, jednak mimo to była tutaj, razem z nami.
Podeszłyśmy do pierwszego, lepszego stolika. Chciałyśmy mieć dobry widok na
scenę wraz z parkietem. Sala była już zatłoczona, jednak było widać, że
uczniowie nadal się schodzą, szukając się wzajemnie w tłumie.
Nagle przez drzwi Wielkiej Sali wpadły fajerwerki,
robiąc huk na całą salę. Uczniowie krzyknęli, wskazując palcami na wzory,
tworzące się z ognia. Gdy pokaz się skończył, wszyscy zaczęli bić brawo, a ja
dostrzegłam zaciętą minę Lily. Od razu wiedziałyśmy, kto był za to
odpowiedzialny.
–– Teraz zabawa dopiero może się zacząć! ––
krzyknął Syriusz Black i do pomieszczenia weszli Huncwoci, a westchnienia
damskiej części Hogwartu można było usłyszeć z kilometra. Prawdą było to, że
nikt się temu nie dziwił, bo paczka przyjaciół naprawdę wyglądała świetnie.
Faktem jest to, że garnitur robi swoje, ale coś jest w nich takiego, co…
przyciąga. W szczególności jeden z nich, Angus Campbell.
–– Wiedziałam, że będą musieli zrobić żałosne
widowisko –– warknęła Lily i odwróciła od nich wzrok. –– Dlaczego wszystkim tak
bardzo to się podoba?
–– Lil, to zabawa –– powiedziała Dorcas i wywróciła
oczami. –– Bądź dzisiaj grzeczna i rozerwij się. Dobrze ci to zrobi ––
poradziła, na co Evans prychnęła. Miała nadzieję, że ktoś ją poprze, ale żadna
z nas nie miała na to ochoty.
Kątem oka zerkałam na Campbella oraz jego uśmiech,
gdy rozmawiał ze swoimi przyjaciółmi. Przepychał się z Jamesem Potterem, by po
chwili poklepać go bratersko po plecach. Na pierwszy rzut oka było widać, że
wszyscy mają ze sobą bardzo zażyłe relacje. Nie wiedząc kiedy, Angus zwrócił
się w moją stronę, wpatrując się prosto na moją osobę. Trwałam w spojrzeniu,
nie pozwalając mu tego wygrać. Rozczulał mnie jego uśmiech, choć moja mina się
nie zmieniła. Spoglądałam dumnie, nie pokazując, że w ogóle mnie interesuje.
Nasza mała wojna spojrzeń zakończyła się dopiero, gdy Syriusz popchnął go,
naśmiewając się z czegoś. Pokręciłam głową, by się opamiętać i włączyłam się do
rozmowy dziewczyn.
–– Porozmawiaj z nim –– zachęcała Lily, patrząc na
Mary. –– Remus jest w porządku. Jako jedyny z całej tej paczki –– próbowała ją
przekonać. –– Wydaje mi się, że też ciebie lubi.
–– On nawet nie wie, kim jestem… –– mruknęła
blondynka, a Dorcas pokręciła głową. Miała zamiar coś powiedzieć, gdy nagle
zaczęła wpatrywać się w jedno miejsce, zdziwiona. Podążyłam za jej wzrokiem i
dostrzegłam, że Huncwoci zmierzają w naszą stronę. Evans widząc to warknęła pod
nosem, ale zachowała resztę klasy, by nie skomentować zachowania Pottera, który
głośno śmiał się z czegoś wraz z Blackiem. Dostrzegłam, że Angus ponownie
utkwił we mnie wzrok.
–– Witam drogie panie –– zaczął James i stanął obok
Lily. –– Liluś, wyglądasz obłędnie. Idealnie jako moja randka –– palnął, a
rudowłosa pokręciła głową z niedowierzaniem.
–– W twoich snach –– warknęła, nie patrząc na
chłopaka. –– Daj mi spokój.
–– Nadal udajesz niedostępną… –– zaczepił, a ja
widziałam jak rudowłosa powoli traci cierpliwość. Przebywanie w towarzystwie
Jamesa naprawdę ją przytłaczało.
–– A ty nadal jesteś głupi jak but –– skwitowała.
–– Dorcas,... –– Pociągnęła brązowowłosą za rękę, kierując się w stronę wyjścia
z Wielkiej Sali.
–– Hej! –– krzyknął za nimi Syriusz. –– Meadowes,
zatańczmy –– dodał. Dziewczyny odwróciły się na chwilę. Dorcas uśmiechnęła się
do Blacka.
–– Nie jestem psem, byś mi rozkazywał. Wysil się
bardziej, Black –– odparowała, robiąc wokół siebie szum. Inne dziewczyny
patrzyły na nią z niedowierzaniem, a czarnowłosy uniósł rozbawiony brwi do
góry. Puścił jej oko, po czym wziął pierwszą lepszą dziewczynę do tańca i
zaczął się bawić.
Zostałam z Mary, Remusem i Angusem. Macdonald
zaczerwieniła się z powodu obecności Lupina i przeprosiła nas mówiąc, że musi
skorzystać z toalety. Wywróciłam oczami widząc zachowanie przyjaciółki, ale nie
odezwałam się słowem. Sama byłam w szoku, bo zawsze musiałam coś powiedzieć.
–– Czy zaszczycisz mnie tańcem, Marleno? –– zapytał
nagle Angus, a jego intensywny wzrok powodował ciarki na moim ciele.
Wyciągnął dłoń w moją stronę, którą ujęłam i skierowaliśmy
się na parkiet, gdzie inne pary również obracały się w rytm muzyki. Gdy
zaczęliśmy tańczyć, muzyka się zmieniła na wolną i spokojną. Campbell położył
dłoń na mojej tali i przybliżył mnie do siebie. Czułam się szczęśliwa,
spędzając z nim ten wieczór.
–– Wyglądasz pięknie, Lena –– powiedział.
Uśmiechnęłam się lekko, dziękując za komplement.
–– Zdaje sobie z tego sprawę –– dopowiedziałam,
wywołując uśmiech na twarzy mężczyzny. –– Czuje się… świetnie.
–– Podobno właśnie tak działam –– skomentował i puścił
oko. Roześmiałam się kręcąc głową.
–– A wygrana konkursu na największe ego wędruje do…
–– Och, kochana. Spróbuj spędzić więcej czasu z
Syriuszem i Jamesem. Dopiero dowiesz się tak naprawdę, co to ego. –– Obrócił
mnie i ponownie zajrzał mi głęboko w oczy. Czułam przy nim przyciąganie,
którego nie odczuwałam przy nikim innym. Angus był intrygujący, szarmancki i
błyskotliwy. Szkoda, że jego wcześniejsze dziewczyny odzwierciedlały wszystko
inne.
–– Dopłać mi, a tego nie zrobię. –– Uniosłam dumnie
podbródek do góry.
–– Zostań moją randką –– poprosił. Wpatrywałam się
w jego oczy, a uśmiech, którym mnie obdarzył sprawiał, że miękło mi serce.
–– Jeśli tak na tym ci zależy. –– Wzruszyłam lekko
ramionami, udając obojętną, ale w głębi serca cieszyłam się jak dziecko.
Nie spodziewałam się, że ten wieczór będzie mi
leciał w tak zastraszającym tempie. Towarzystwo Angusa odciągało moją uwagę od
wszystkiego, co działo się na sali. Skupiłam się na tym, że jesteśmy razem i
spędzamy ze sobą czas. Niezwykle magiczny czas.
–– Czym tak bardzo się stresujesz? –– zapytał mnie,
gdy siedzieliśmy przy stole, popijając poncz i rozmawiając różnych rzeczach z
naszego życia.
–– Jak to czym! –– odpowiedziałam szybko. –– Zawsze
marzyłam, by zostać królową balu –– przyznałam szczerze. –– Zdenerwuje się,
jeśli to mi się dzisiaj nie uda. –– Campbell roześmiał się wesoło, nie
dowierzając.
–– Naprawdę? To jest ten powód?
–– Hej! –– warknęłam, lekko obrażona. –– To bardzo
ważna sprawa!
–– Och, wybacz, kochana. –– Mrugnął porozumiewawczo.
–– Jestem pewny, że nie ma tobie równych. –– Złapał mnie za rękę. Spojrzałam na
niego i parsknęłam. Wprawiał mnie w tak dobry nastrój, że zapominałam o
wszystkim.
Godzinę później odbywało się losowanie. Skrzynia, w
której znajdowały się głosy, została opróżniona, a głosy policzone.
Przeskakiwałam z nogi na nogę, a Angus trzymał mnie kurczowo za rękę, dodając
otuchy. Miałam wrażenie, że niczym się nie przejmuje i jest pewny swego.
Profesor Dumbledore uciszył salę, po czym wyjął
małą kartkę, czytając imię i nazwisko zwycięscy.
–– Moi drodzy, miło mi poinformować, że królową
balu zostaje panna Marlena McKinnon! –– usłyszałam. Z euforii rzuciłam się w
ramiona Angusa, który śmiał się serdecznie. Szepnął mi na ucho gratulacje, ale
to, w jaki sposób wypowiedział te słowa, zwaliło mnie prawie z nóg. Uśmiechałam
się od ucha do ucha i dostrzegłam również moje przyjaciółki, które najgłośniej
klaskały. Weszłam na scenę i odebrałam koronę, dumna z siebie i zachwycona tym,
że spełniłam kolejne moje małe marzenie.
Wpatrywałem się w blondwłosą i czułem, jak moja
dusza się raduje. Marlena McKinnon całkowicie mnie omamiła swoją osobą. Jest
jedyną kobietą, która w taki sposób na mnie działa i wiedziałem, że zrobię
wszystko, by była szczęśliwa. Potrzebowałem widzieć jej radość.
–– Angusie… –– Usłyszałem szept Remusa, który
pojawił się obok mnie. –– Miałeś coś z tym wspólnego? –– Przyjaciel uniósł brwi
do góry, wpatrując się we mnie podejrzanie.
–– Nie wiem o co ci chodzi, przyjacielu ––
odpowiedziałem śmiertelnie poważnie, a Remus pokręcił głową. Kącik ust miał
skierowany ku górze.
Przecież
nikt nie musiał wiedzieć, że może trochę… pomieszałem w tych głosach, prawda?
Liczyło się szczęście kobiety, która skradła moje serce.
*
––
Wiesz jak bardzo ciebie kocham? –– Angus położył rękę na brzuchu kobiety i
pogłaskał czule.
––
Doskonale wiem –– odpowiedziała blondynka, muskając lekko usta mężczyzny. ––
Nasze maleństwo również będzie cię kochało. Jesteś wymarzonym tatą, kochanie ––
dodała czule, głaszcząc jego policzek. –– Pora na herbatę i deserek… Mam taką
ochotę na ciasto czekoladowe! –– Rozmarzyła się kobieta, po czym udała się do
kuchni. Angus zaczął powoli sprzątać ze stołu, wiedząc, że zaraz musi ruszyć na
patrol z Zakonu Feniksa. Zapewne przyjaciele zastanawialiby się, dlaczego
mężczyzna się spóźnia. Nagle usłyszał huk, dochodzący z kuchni.
––
Kochanie, wszystko w porządku? –– krzyknął, lecz nie otrzymał odpowiedzi.
Zmarszczył brwi, zaniepokojony i udał się do pomieszczenia. Kurczowo trzymał
różdżkę, wpadł do pokoju i wycelował.
––
Nie radzę –– syknął Travers. W dłoni trzymał różdżkę, przykładając ją to twarzy
Marleny. Zasłaniał jej usta dłonią, nie pozwalając, by ruszyła się choć
milimetr. Angus twardo celował w Śmierciożercę, jednak w głębi serca odczuwał
strach, którego jeszcze nigdy nie czuł. Jego narzeczona była w
niebezpieczeństwie. Mierzyli się spojrzeniami, w których była sama nienawiść. W
pewnym momencie Lena ugryzła z całej siły przeciwnika, a ten puścił ją,
krzycząc. Kobieta podbiegła do narzeczonego, który złapał ją szybko i zaczęli
biec w stronę wyjścia z domu. Znajdowali się już blisko drzwi, gdy właśnie
przez nie wkroczył zamaskowany Śmierciożerca. Chcieli zawrócić, lecz tuż za
nimi pojawił się Travers. Wpatrywał się wściekły w parę i uniósł różdżkę do góry.
Lena i Angus byli na przegranej pozycji, tym bardziej, że kobieta nie miała
przy sobie różdżki. Campbell spodziewał się tego, co teraz nadejdzie. Złapał w
ramiona kobietę swojego życia i wyszeptał jej do ucha.
–– Nie płacz, kochanie –– mówił, uspokajając
blondwłosą. –– Tam gdzie trafimy, będziemy razem. Już na zawsze. Zaufaj mi. ––
Złapał ją za rękę i spojrzał prosto na Traversa.
––
Kocham cię –– wyszeptała Lena, gdy snop zielonego światła wystrzelił w jej
stronę.
––
Kocham cię –– powtórzył Campbell, a potem była już tylko ciemność.
Ciemność,
którą zastąpiło światło.
Od Autorki,
Hej! Jak się podoba miniaturka o Angusie i
Marlenie? Wydaje mi się, że jest emocjonalna i idealnie opisuje te postacie. Bardzo będę za nimi tęsknić i dziękuję wam za wiele miłych słów, to dla mnie wiele znaczy. Pozdrawiam, następnym razem James i Lily ;*
Ale to było słodkie. Marlena jest świetną, barwną postacią.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zabrałaś nas w wycieczkę do ich "pierwszego momentu". Myślałam, że rzeczywiście z wyglądem Marleny jest coś nie tak, ale wydaje mi się, że już miała takiego fioła, żeby świetnie wyglądać, iż "bardzo ładnie", to było dla niej za mało, ale i tak było to w bardzo uroczy sposób przekazane.
Jak tylko przeczytałam o tym byciu królową balu, to mi się przypominała scena z Plotkary, gdzie Blair też się na to nakręciła i Chuck maczał palce w tym, żeby wygrała. I jak się ucieszyłam, gdy Remus zasugerował Angusowi to samo i okazało się, że faktycznie maczał w tym palce. :D To chyba moja najbardziej ulubiona scena z Plotkary :D
Ostatnia scena... Cóż... Kompletnie nie spodziewałam się, że to będzie ich śmierć, co tylko daje mi znać, iż oni też się tego nie spodziewali.
Cieszę się, że zdążyli sobie powiedzieć, że się kochają. I cieszę się, że nie cierpieli.
Ech. Lubiłam ich bardzo i mam świeczki w oczach. Czuję, że przy następnej miniaturce będę musiała ubezpieczyć się w chusteczki, bo przecież to James i Lily, a wystarczy, że pomyślę o ich śmierci i zaczynam płakać.
Było kilka drobnych literówek, ale najbardziej mi się zapamiętało "minimetr". Milimetr :)
Ach, a piosenka piękna i trochę śmiesznie, bo cały dzień katuję soundtrack z Narodzin Gwiazdy, i już myślałam, że jednak posłucham czegoś innego, a tu Lady Gaga i Bradley :D
Do następnego!
Buziaki :*
Hej!
UsuńMarlena to taka moja „dama”❤ Ten rozdział moim zdaniem wprowadził wiele uśmiechu na twarzy, mimo końcówki. Wydaje mi się, że ostatnie rozdziały były na tyle ciężkie, że to miła odmiana. Powoli zaczniemy wychodzić z tego „dołka”, obiecuję!
Uwielbiam tą scenę i przyznam szczerze, że miałam ją przed oczami pisząc to! Zresztą, Chuck i Blair. Love.
Mimo śmierci kącik ust chylił się ku górze.
James i Lily już niedługo!
Dziękuję za czujność!
Ostatnio słucham prawie tylko ich. Co więcej, pasuje mi to do mojej opowieści – żyć nie umierać.
Pozdrawiam ;*
Ochhh... ^^
OdpowiedzUsuńCudna ♥♥♥
Czekam niecierpliwie na next i życzę dużo wenki! :***
♥Pozdrawiam♥
Hej!
UsuńDziękuję! Mam nadzieję, że uśmiech był na ustach❤
Pozdrawiam ;*
Witam! Jak miło, że wstawiłaś już miniaturkę <3 Druga już widzę, że też gotowa, więc myślę, że niedługo rozpocznie się trzecia część, a tego nie mogę się doczekać :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już wczoraj rozdział, ale sesja wyzionęła ze mnie ducha i zrobiłam trzy podejścia do napisania komentarza, ale zdania sensownego sklecić nie potrafiłam, więc stwierdziłam, że na spokojnie zrobię to dzisiaj, gdy jest już po wszystkim (chyba).
Miniaturka bardzo, ale to bardzo mi się spodobała :) Zakończenie było smutne, ale całość wciąż pozostała bardzo przyjemna.
Cieszę się, że zdobyłaś się na takie połączenie: ich pierwszy i ostatni moment :) Bardzo urocze no i widać, że przemyślane :)
Marlena to taka pozytywna osóbka. Widać, że perfekcjonistka. I też z pozoru wygląda, jakby przejmowała się błahymi sprawami, a tak naprawdę wiadomo, że to osoba bardzo wartościowa i godna szacunku :)
Angus maczający palce w wygranej? Cudowny sposób na uszczęśliwienie Marleny :D
Ale Remus oczywiście go przejrzał... Cały Remus :D Uwielbiam Remusa (mam nadzieję, że w części trzeciej będzie go więcej!!!).
Co do zakończenia to bardzo się cieszę, że zdążyli wyznać sobie miłość, bo nie wszyscy mają tyle szczęścia (w nieszczęściu). I w pewien sposób cieszę się, że zginęli razem. Żadne z nich nie musiało patrzeć i przeżywać straty drugiego. No i jeszcze sposób, w jaki Angus zachowywał się w stosunku do Marleny... Te słowa otuchy, to poczucie bezpieczeństwa (w niebezpieczeństwie)... Wzruszyłam się :( <3
No nic! Teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejną miniaturkę!
Weny życzę i przesyłam uściski! :*
pelnia-wilczego-ksiezyca.blogspot.com
Hej!
UsuńPrzyznam szczerze, że sama bije się z myślami, kiedy zacząć część trzecią. Nie chciałabym, żeby było to tak szybko haha…
Mam identyczne odczucia. Mimo, że końcówka była smutna, uśmiech na ustach nadal występuje. To naprawdę przyjemne.
Wydaje mi się, że przejście do początków Marleny i Angusa, jak i końca, dało niesamowity obraz pary, której wprost nie da się nie lubić. Zawsze lubiłam te „kłótnie” między nimi, dogryzanie, ale i pełną pasji miłość. Prawdę mówiąc czułam tutaj więcej niż u samych Potterów, których również lubię. Angus dla Marleny zrobiłby wszystko.
Zdradzę, że w następnej części Remusa będzie więcej i również będzie miał swój specjalny wątek… gdzieś… ale o tym nie pisnę nawet słowa, jak na razie :)
Dziękuję i pozdrawiam ;*
To idealnie do nich pasuje, jak miło było powspominać cudowne czasy Hogwartu! A końcówka... wiedziałam jak się to potoczy, a mimo to... ech, smutno mi, szczególnie, że Marlena była w ciąży. Oby po śmierci zaznali szczęścia no i przynajmniej umarli razem. Tacy współcześni Romeo i Julia tylko o zdecydowanie lepszych charakterach. Czekam naext
OdpowiedzUsuńHej!
UsuńTeż tęsknię za nimi, wydaje mi się, że wprowadzili w to opowiadanie taki.. fundament bezpieczeństwa, miłości. Od początku byli razem i razem pozostali.
Dziękuję i pozdrawiam ;*
Hej!
OdpowiedzUsuńNiedawno natknęłam się na tego bloga i dodałam go do obserwowanych. I wczoraj uderzyła we mnie straszna wiadomość - mają likwidować konta google, na których opiera się także blogspot - do kwietnia. I stąd moje pytanie: co dalej? Przeniesiesz swoją historię w inne miejsce czy może znalazłaś jakieś inne rozwiązanie?
Hej!
UsuńJeśli tak się stanie, pewnie będę przenosić historię, spokojnie. Choć jak pomyślę, ile to pracy to mi się odechciewa :P
Ale spokojnie, będę informowała o wszystkim :)
Pozdrawiam!
Hejo! Pozwolę wtrącić swoje trzy grosze, bo maile od zespołu Google ignorowałam, i gdy przeczytałam, co Kamila napisała, to się przeraziłam :D
UsuńAle poczytałam o co chodzi i spokojnie. Wyłączona zostanie usługa Google plus (dla użytkowników indywidualnych), to taki googlowaty facebook. Blogger działa niezależnie od niego, więc jak wyłączą google plus, to z bloggerem nic się nie stanie :D
Uff Uff :D
Czyli blogspot jest bezpieczny? : P
UsuńTak :)
Usuńuffff
Usuń