2019/01/22

Rozdział 39 „Jestem niewinny”


Po raz pierwszy w życiu czułem tak ogromny strach. Przeszywał moje ciało, chcąc mnie obezwładnić, jednak nie dawałem za wygraną. Pędziłem, by pomóc moim przyjaciołom. Wcisnąłem mocniej pedał gazu. Wylądowałem tuż przed domem Potterów, a raczej pozostałościami, jaka z niego pozostała. Nie wierzyłem, w co to widzę. Wpadłem w szał i krzyknąłem na całe gardło. Chwilę później dostrzegłem jak ogromna postać wychodzi z walącego się domu i podbiegłem w ekspresowym tempie do przybysza.
–– Hagridzie… –– wychlipałem, czując jaki ciężar przygniata moje ciało i umysł.
–– Przeżył… on przeżył –– powtarzał Hagrid, a w swoich dłoniach trzymał Harry’ego. –– Lily i James… oni…
–– Pozwól mi się nim zająć… –– wyszeptałem, będąc nadal w amoku.
–– Nie mogę, Syriuszu… To rozkaz Dumbledore’a. Mam go przenieść do Little Whinging, do siostry Lily… –– Płakał, pociągając nosem. –– Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wypowiadać…  Udało się, zniknął… Nie wiem jak… To Harry… –– Pokiwałem głową, nie wiedząc co tak naprawdę robię i spojrzałem po raz ostatni na małego Pottera i na jego bliznę na czole.
Chłopiec-Który-Przeżył. Jego chrześniak dokonał czegoś, czego nie udało się nikomu.
–– Weź mój motocykl –– zaproponowałem i zacząłem oddalać się od tego miejsca, nie mogąc dłużej znieść widoku, który pozostawił po sobie Voldemort.
Dowiedział się, a dowiedzieć mógł się tylko i wyłącznie w jeden sposób.
Peter Pettigrew.
Nigdy nie czułem w swoim życiu tak ogromnej nienawiści. Byłem gotowy zrobić wszystko, by tylko odnaleźć tą nędzną kanalię, która udawała naszego przyjaciela. Wydał ich. Zdradził. Zasługiwał na śmierć.
 Musiałem go odnaleźć.

*

Nie spodziewałam się, że cała moja rodzina przybędzie do naszej posiadłości w Bristolu na wieść o tym, że prawdopodobnie mogę być w ciąży. Nikt poza nimi o tym nie wiedział, nawet moi najbliżsi przyjaciele. Musiałam się upewnić, a pojawienie się nagle w Mungu nie było dobrym pomysłem, dlatego wuj Robert ściągnął tutaj ciotkę Mię. Mia powiadomiła Alana i tym oto sposobem przyjechali ze swoimi rodzinami. W naszym domu był taki harmider, że myślałam, że wyjdę z siebie. Z drugiej strony cieszyłam się, że wszyscy są po to, by mnie wspierać. To było podbudowujące.
–– Zobaczymy, co mu tu mamy –– powiedziała Mia sama do siebie, trzymając w ręku dziwne urządzenie. Znajdowałyśmy się w mojej sypialni, ale miałam wrażenie, że wszyscy pod drzwiami nas podsłuchują. –– Gratulację, kochanie –– rzekła po chwili. –– To trzeci miesiąc. –– Uśmiechnęła się do mnie.
Nie dowierzałam w jej słowa i plułam sobie w brodę, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam. Przecież, nie ma co ukrywać, razem z Syriuszem nigdy nie próżnowali w tym temacie… Przez chwilę pomyślałam o Regulusie, jednak szybko odrzuciłam to. Trzeci miesiąc. W moim brzuchu rozwija się malutka istotka. Byłam w szoku i nie wiedziałam, czy tak naprawdę cieszę się, czy po prostu przyjmuje to do wiadomości. Pewnie jeszcze jakiś czas temu, gdy byłam w Syriuszem, od razu pobiegłabym do niego, skacząc z radości, bo przecież skoro zostanie ojcem, jak słodkie będzie to dziecko? Teraz było trochę inaczej.
Pierwsze co chciałam zrobić, to spotkać się z Lily, ale ciotka kategorycznie mi tego zabroniła, mówiąc, że ostatnio w ogóle o siebie nie dbałam, co jest bardzo szkodliwie dla dziecka. Przestraszyłam się, dlatego posłuchałam jej. Miałam zamiar napisać do niej list, choć z drugiej strony bałam się, że ktoś go przechwyci. Nie wiedząc kiedy, zasnęłam, a gdy się obudziłam, usłyszałam gwarne krzyki na dole. Zmarszczyłam brwi i po chwili wyszłam z pokoju, by dowiedzieć się, o co tyle zamieszania.
–– Od początku wam mówiłem, że to zwykły zdrajca! –– krzyczał wuj Alan. –– Nikt z was nie chciał mnie słuchać, do jasnej cholery!
–– Nie wyciągajmy tak pochopnych wniosków, bracie! –– próbował przemówić wuj Robert, jednak ten w odpowiedzi prychnął głośno, machając ręką.
–– Wnioski same się nasuwają, Robercie –– rzekł lodowato. –– Rodzina Blacków to same szumowiny, bez wyjątków.
–– Co się tutaj dzieje? –– Weszłam do pomieszczenia, nie rozumiejąc słów, które właśnie padają.
–– Dorcas… –– Allie podeszła do mnie, zapłakana. Dostrzegłam chwilę później Alarica i Willa, którzy również wyglądali źle. Bardzo źle.
–– Odpowiedzcie mi! Co się dzieje?! –– warknęłam, tracąc nad sobą panowanie.
–– Musi znać prawdę –– rzucił wuj Alan, oddalając się, by zapalić papierosa.
–– Lily i James nie żyją –– wyszeptała Allie, a ja poczułam jak świat zaczyna wirować. –– Zabił ich, Sam-Wiesz-Kto…
–– Nie, nie… –– zaczęłam szeptać gorączkowo, nie chcąc uwierzyć w słowa kobiety. –– Zaklęcie Fideliusa, przecież… –– Otworzyłam szczerzej oczy, nie mogąc oddychać.
–– Syriusz ich zdradził –– powiedział Alaric pustym głosem.
Zdradził ich.
Nie!
NIE!
–– To niemożliwe… to…
–– Dorcas! –– Nie słyszałam nic więcej, bo upadłam z łoskotem na ziemię, nie wiedząc co się dzieje. Zapanowała ciemność, której oddałam się bez najmniejszej walki.

*

Kopnąłem go w brzuch, czując, jak tracę panowanie nad sobą. Znalazłem tego szczura w jakiejś mugolskiej mieścinie i miałem dosłownie gdzieś, że możemy zostać zdemaskowani. Liczyło się dla mnie tylko i wyłącznie to, by spotkała go kara.
–– Jak mogłeś?! Ty parszywy zdrajco, tchórzu! To byli twoi przyjaciele! –– darłem się. Pettigrew skulił się bardziej, po czym przyturlał się do moich stóp, zachowując się niczym szczur, którym wprawdzie był.
–– Syriuszu… Ja musiałem! Czarny Pan jest potężny… –– skomlał u moich stóp, wywołując we mnie jeszcze większą furię.
Złapałem go za płaszcz i bez problemu uniosłem do góry. Wpatrywałem się nienawistnie w oczy człowieka, którego uważałem za przyjaciela. To był mój pomysł, by Peter został Strażnikiem Tajemnicy i mogę winić tylko i wyłącznie siebie, za swoją bezmyślność.
Byłem taki zaślepiony! Taki głupi!
–– Lord Voldemort zginął –– rzekłem lodowato, a oczy mężczyzny rozszerzyły się jak spodki. –– Twój Pan jest martwy –– powtórzyłem i rzuciłem nim do przodu. –– Nigdy ci tego nie wybaczę, Glizdogonie. –– Wycelowałem różdżką w swojego byłego przyjaciela, pewny tego, co chcę uczynić.
–– Syriuszu, nie… Nie rób tego… To ja, Peter… Twój przyjaciel! –– wołał, a ja warknąłem niczym pies. –– Spójrz na tych biednych mugoli… –– dodał. Odwróciłem się, nie zdając sobie wcześniej sprawy, jak wiele par oczu nas obserwuje. Zakląłem siarczyście pod nosem, wracając wzrokiem do Pettigrew, jednak nie było go w tym miejscu.
Do jasnej cholery, rozproszył mnie. Zrobił to specjalnie.
–– PETER! –– krzyknąłem obracając się wkoło własnej osi, aż go dostrzegłem. Stał między około dwunastoma mugolami i uśmiechał się głupkowatą w moją stronę.
–– Morsmordre! –– wypowiedział i uniósł swoją różdżkę do góry. Snop światła wystrzelił do nieba, a po chwili w tym samym miejscu pojawiła się czaszka z wężem. Mroczny Znak. –– Przykro mi Syriuszu, ale to koniec. –– W tym samym momencie mężczyzna odciął sobie palec, a ja wpatrywałem się w niego zszokowany. –– Żegnaj, przyjacielu. Bombarda Maxima! –– Ogromna eksplozja odrzuciła mnie do tyłu, mimo że nie stałem blisko. Pomyślałem o ludziach, którzy byli tuż obok Petera, jednak przez chmarę kurzu i pyłu, niczego nie mogłem dostrzec. Chwilę później usłyszałem odgłos przemiany, która towarzyszy przy transmutacji w zwierzę i kątem oka dostrzegłem szczura, chowającego się w kanałach. Wstałem, wykończony fizycznie jak i psychicznie, by pomóc ludziom poszkodowanym przez wybuch. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że nikt z nich nie wstaje, ani się nie rusza. Otworzyłem szczerzej oczy, rozumiejąc, że Pettigrew chciał mnie wrobić nie tylko w zdradę Potterów, ale i śmierć tych bezbronnych ludzi.
Nagle usłyszałem trzaski, pojawiające się naokoło mnie. Zaniemówiłem. Sześć par różdżek wycelowanych było w moją stronę, a ja tylko podniosłem ręce do góry, wiedząc, że jestem na przegranej pozycji.
–– Syriuszu Black, jesteś aresztowany. Nie ruszaj się. –– Barty Crouch Sr stanął przede mną z zaciętą miną i domyślałem się, że powstrzymuje się, by mnie nie uderzyć. –– Zabrać go do Azkabanu. Tam będzie czekał na swój proces.
Dwóch potężnych czarodziejów złapało mnie z dwóch stron, po czym deportowaliśmy się do miejsca, które każdego czarodzieja prowadzi do obłędu.
Azkaban, więzienie czarodziejów, gdzie urzędują dementorzy, prawdopodobnie jedne, z najgorszych istot, jakie widział czarodziejski świat.
Co ja tu robię?
Jestem niewinny.
JESTEM NIEWINNY!!!

*

Leżałam w łóżku, nie mając siły się podnieść. Cierpiałam i nie potrafiłam myśleć o czymś innym, jak James, Lily, Harry.
Syriusz.
Gdzie jest Harry? Co się z nim stało? Jakim cudem przeżył? Jakim cudem zaledwie roczne dziecko pokonało Lorda Voldemorta?!
JAK?!?!
Załkałam. Nie umiałam się pozbierać.
Straciłam wszystko.
–– Sis… –– Do pokoju wszedł William. Odwróciłam się od niego, zakrywając twarz dłońmi. Naprawdę nie potrafiłam wstać. –– Kochana moja…
–– Will, ja nic z tego nie rozumiem. To nie jest prawda, On by tego nie zrobił –– szlochałam. –– Znam go. To nie on –– powtarzałam. Nie wiedziałam jakie jest racjonalne rozwiązanie tej sytuacji.
–– Ja też nie mogę w to uwierzyć –– szepnął i usiadł obok mnie. –– Jednak Zaklęcie Fideliusa…
–– Nie kończ, proszę. –– Ukryłam twarz w dłoniach i ponowie się rozpłakałam. Will położył mi rękę na ramieniu i głaskał.
Chciałam umrzeć.

*

Syriusz Black, lat dwadzieścia cztery, został skazany bez procesu na dożywocie w Azkabanie za zamordowanie Petera Pettigrew i dwunastu mugoli, za podanie informacji o miejscu, w którym znajdują się Potterowie, co przyczyniło się do ich śmierci oraz za usługiwanie Lordowi Voldemortowi. Dożywocie spędzi w izolatce, skazany na łaskę gwardii Azkabanu – dementorów.

Siedziałem w celi, wygłodzony, zmęczony i wymarznięty. Czułem obecność dementorów, jednak uparcie starałem się nie zawracać sobie tym głowy. Miałem w głowie tylko dwa cele. Dwa cele, które utrzymywały mnie przy zdrowych zmysłach.
Niewinność.
I Dorcas.
Nie potrafiłem myśleć o niczym innym. Nie chciałem myśleć o niczym innym. Nieustannie zastanawiałem się, jakim cudem znalazłem się w Azkabanie? Miejscu, gdzie trafia najgorsza szumowina wśród czarodziejów. Miejscu, gdzie nie istnieje ludzkie traktowanie, gdzie wariujesz. Dostajesz kompletnego świra.
Jak się stało, że tu trafiłem? 
Zostałem oskarżony o zdradę. Zdradę mojego najlepszego przyjaciela.
Na głowę Merlina, kto w to uwierzył?
Wszyscy.
Wszyscy, bo od samego początku kłamaliśmy z Jamesem, na temat prawdziwego Strażnika Fideliusa.
Jednak mimo to…
Nie mogę w to uwierzyć. Dlaczego nikt nie chce się ze mną spotkać? Dlaczego jestem skazany za niewinność.
Ale czy na pewno niewinność?
To mój pomysł, by zataić przed wszystkimi, że wcale nie jestem strażnikiem tajemnicy. Okłamywałem przyjaciół, okłamywałem wszystkich. Gdyby nie mój pomysł… James by żył. Lily by żyła. A Harry…?
Co z Harrym?
Setki pytań przelatywały mi przez głowę, przez co nie mogłem zmrużyć oka. Dzień wydawał się nocą, a noc czarną dziurą. Nie dostrzegłem światła. Widziałem tylko ciemność, która mnie zabijała od środka. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam.
Nie miałem pojęcia, jaki jest dzień, ani jaka jest pora dnia. Mogłem tylko przypuszczać, gdy dawano mi posiłki. Jednak były dni, gdzie nie dawano ich prawie wcale. Jadłem byle gówno, by przeżyć.
Dla zemsty. Dla Harrego. Dla Dorcas.
Co z Dorcas? Co ona czuje? Uwierzyła, że mogłem dopuścić się niewybaczalnego czynu? Doprowadzić Voldemorta do Jamesa i Lily? I zabić tego perfidnego zdrajcę Pettigrew…?
Modliłem się, by zechciała się choć raz ze mną zobaczyć, jednak dni mijały, a ona nadal się nie pojawiła. Czułem się obco sam w swoim ciele. Moja głowa domagała się odpowiedzi, a jedyne co mogłem jej zaserwować to zwiększona ilość pytań. Pytań bez odpowiedzi i bez znaczenia. Bez znaczenia, bo życie toczy się dalej, a ja siedzę sam.. w zatęchłej celi. Bez kontaktu z kimkolwiek.
Bez kontaktu, do chwili, gdy celę obok zajął nie kto inny, jak Barty Crouch Jr. Wpatrywałem się skupiony, gdy dementorzy wprowadzali nowego więźnia. Ku mojemu zdziwieniu, pojawił się również sam Barty Crouch Senior, a wzrok jaki kierował na syna, ukazywał czystą pogardę. Junior śmiał się przeraźliwie, wykrzykując obelgi na swojego ojca, jak i wychwalając Czarnego Pana. Nie widziałem go tak naprawdę wcale, bo otaczały mnie betonowe ściany i tylko mała kratka w drzwiach, pozwalała zobaczyć cokolwiek.
–– Zostawisz mnie tu ojcze?! –– krzyknął Crouch Jr, gdy cela zamknęła się, a starszy Crouch wycofał się z zamiarem odejścia.
–– Ja nie mam syna –– rzekł tonem wypranym z emocji i czym prędzej skierował się do wyjścia.
Dni mijały, a towarzystwo Croucha było coraz cięższe do zniesienia. Codziennie monologi na temat Voldemorta, które urządzał sobie z współwięźniami, którzy stopniowo zapełniali cele obok nas, trwał w najlepsze i doprowadzał mnie do szału. Crouch nie miał bladego pojęcia, że jestem obok, aż do dnia, gdy nowy więzień szepnął mu parę słów.
–– Doprawdy? Syriusz Black jest moim sąsiadem? ––zapytał na tyle głośno, że spokojnie mogłem to usłyszeć. –– Black! BLACK! –– wołał, a ja warknąłem zirytowany. Nie miałem zamiaru zniżać się do tego poziomu, by wpadać w dyskusję ze Śmierciożercą. –– No wiesz, ranisz moje serce. Choć z drugiej strony, chyba już nie masz serca, co? Być oskarżonym o zdradę, to ciężki orzech do zgryzienia. Tym bardziej, że wszyscy wiemy, jak było naprawdę –– mówił, a we mnie kipiała wściekłość. –– Taaak… Grubiutki przyjaciel nieźle to wymyślił, a wszyscy uważali, że jest głupszy od gumochłona. Przeliczyli się, co? –– dopytywał, jednak nadal nie odezwałem się. –– Widzę, że nie jesteś zbyt rozmowny, jednak nie martw się… to minie.
Puściłem to mimo uszu, jednak codziennie słyszałem komentarze Croucha w swoją stronę. Mężczyzna chciał mnie zniszczyć psychicznie, jednak nie poddawałem się, bo wiedziałem, że to nie koniec. Wiedziałem, że muszę się stąd wydostać – nie wiem jak, ale muszę.
Jestem niewinny.

Od Autorki: Będę musiała przepraszać?

9 komentarzy:

  1. Ja tu się teraz załamałam...
    A miałam nadzieję, że zrobisz inaczej, że nie zabijesz ich ;_;
    Ale...
    To Syriusz jest ojcem *_* Awwww ♥
    Tylko co to da, jak on jest w Azkabanie...
    Jeśli zabijesz mi Dorcas i maluszka, to ja też idę się zabić ;_;
    xD
    Czekam niecierpliwie na next i życzę dużo wenki! ♥♥♥♥♥
    ♥Pozdrawiam♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Tak, Syriusz ojcem, to jest ta dobra wiadomość!
      Och, to brzmi strasznie. Nawet tak nie mów.

      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Będziesz... Musiała... Przepraszać...
    Albo...
    Jakoś nam to wynagrodzić...
    Na przykład Dorcas odwiedzającą Syriusza i mówiącą jej, iż wierzy, że on jest niewinny...
    Obietnicą, że Dorcas, maluszek i Syriusz przeżyją...

    No ale... Trochę o rozdziale...

    Bardzo mi się podobało, że opisałaś różne reakcje na śmierć Lily i Jamesa. Byłoby mi smutno, gdybyś puściła to gdzieś obok albo od razu zrobiła przeskok.

    I tak jest mi smutno...

    Cieszę się, że Dorcas ma tak wspaniałą rodzinę. Mam naprawdę szczerą nadzieję na to, że jej i dzidziusiowi (widzę oczyma małą Lily) nic złego się nie stanie.

    Część mnie wrzeszczy z rozpaczy, ale też jest ta część, która chciałaby pochwalić za naprawdę świetne wstrzelenie się do kanonu, więc tutaj akurat gratuluję :) :*

    No i nie powiedziałaś tego wprost, ale czuję, że to Syriusz jest ojcem, więc jakaś pozytywna emocja mi się wkradła :)

    A tak na poważnie, to naprawdę mam marzenie, żeby Dorcas poskładała fakty do kupy i tak definitywnie uwierzyła w niewinność Syriusza. Zwłaszcza, kiedy on tak cierpi :(

    No nic, trzeba czekać na wielki finał, jestem ciekawa, czym nas zaskoczysz :) I widzę, że jakieś miniaturki się szykują, zdradzisz co-nieco? ^_^

    Pozdrawiam Cię serdecznie! :* Weny!

    pelnia-wilczego-ksiezyca.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      Strasznie się boję publikować następny rozdział. Ja jestem pewna, że zaskoczy.
      Z drugiej strony nie mogę się doczekć waszej reakcji.

      Pozdrawiam :*

      Usuń
    2. A co do jeszcze miniaturek...
      Pierwsza to Angus i Marlena. Będzie dużo miłości :)

      Usuń
  3. Ojeju, moje serce jest złamane. Ja tak nie lubię tego zakończenia i chyba myśl o tym, że jednak Syriusz i Dorcas to głowni bohaterowie, sprawia iż akceptuję tu smierć Lily i Jamesa, bo jednak opowiadanie będzie trwało dalej.
    Jest mi strasznie przykro, bo jednak myślałam, że przeżyją i teraz niczego nie jestem pewna.
    Co dalej, czy pociągnięsz to do ucieczki Syriusza i potem jego śmierci, czy też nie. Jednak niektóre sytuacje są kanoniczne i ciężko mi przewidzieć, co może być dalej.
    Jeju. Ale mi smutno.
    I co dalej z Dorcas? Pewnie wyjedzie czy coś. I co z Remusem? 😭
    Mam nadzieję, że nie będzie już kanonicznie ;(

    Buziaki :*
    SBlackLady

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Przepraszam. Nie mogłam tego powiedzieć, ale to ważne w dalszej opowieści. Dużo się wyjaśni w następnym rozdziale.

      Nie płacz<3
      Pozdrawiam i dziękuję ;*

      Usuń
  4. Załamałam się, o mój Boże... miałam cichutką nadzieję,że jednak ich losy,a przynajmniej losy Syrisuza, potoczą się inaczej,a tak... Dorcas w ciąży (Ale przynajmniej żyje),a Łapa nic o tym nie wie. Dor myśli,że Syriusz jest zdrajcą i teraz wszystko się pogmatwa no i jeszcze nie wiadomo co dalej z Regulusem czy przeżył co się z nim stało...?! Z niecierpliwością czekam na next i mam przynajmniej nadzieję,że dziecko Dorcas wda się w tatusia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      O Reulusie wyjaśnienie dopiero prawdy o nim, będzie miniaturką. Obiecuję, że postaram się odpowiedzieć na nurtujące pytania!

      Pozdrawiam i dziękuję ;*

      Usuń

Witaj nieznajomy... ;)
Jeśli już tu jesteś, zostaw proszę ślad po sobie.
Będzie mi niezmiernie miło wiedzieć, co sądzisz o mojej twórczości.
Pozdrawiam i zachęcam do czytania,
Adaline